Jakiś czas temu popełniłem tekst o najdroższym koronnym* (to ważne, zaraz napiszę dlaczego) półtoraku Zygmunta III Wazy, który patrząc w statystyki bloga ma się całkiem nieźle. Ba, powiedziałbym, że ma się świetnie bo dzierży on palmę najczęściej "czytanego" wpisu na moim blogu xD Właśnie chyba dzięki chwytliwemu tytułowi. Potem są teksty o katalogu z 2019, naśladownictwa, itd...
* Dlaczego ważne, że koronny? Bo półtoraki litewskie rządzą się swoimi prawami (one zawsze są drogie - mniej lub bardziej). Potem można powiedzieć jest Ryga - łącznie z półtorakogroszami z 1616 i 1617, bo rocznik 1620 to już raczej stała średnia cenowa. No a półtoraki Jana Kazimierza i Augusta III, kurlandzkie też nie wliczam do tego "zestawienia" - only ZIIIW. Nie wliczam też imitacji/naśladownictw półtoraka 1628. Za to koronne półtoraki ZIIIW to "masówka", którą kupuje się na kilogramy. Co akurat częściowo jest prawdą, bo na dzisiejszej aukcji Numis Klitończyk spora większość półtoraków się nie sprzedała.
Tak więc dziś nastąpiła roszada na podium. Dziś na 3 miejsce wskoczył ten sympatyczny półtoraczek:
Dziś znów o fałszerstwach. Ale inaczej niż ostatnio, bo z epoki. Jako, że na urlopie byłem na polskim wybrzeżu jakoś tak samo nasunęło się skojarzenie :D
Witam w pełni sezonu ogórkowego. Lato w końcu "rozpieszcza" nas słuszną, jak na tą część roku temperaturą. Cudzysłów bo dla mnie optymalna temperatura to ~ 20 stopni, ale żona niestety nie podziela mojego entuzjazmu do wietrzenia mieszkania, kiedy ona jeszcze chodzi w swetrze.
Jakby nie było - wytwór fantazyjny, na pewno nie XVII-wieczny. Pytanie tylko z jakiej epoki. Sprzedawca sugeruje XIX wiek. Ja takim optymistą bym nie był.
Prasa walcowa - urządzenie, które miało wprowadzić technologię produkcji monet na nowy, wyższy poziom. Ówczesne cacko inżynieryjne, które niestety na dłuższą metę nie "zdało egzaminu". Ale po kolei.
Jak produkuje się monety? Nie chcę aby ten wpis był baaardzo długi, więc po techniczne aspekty odsyłam m.in. do wykładu profesora Borysa Paszkiewicza:
Inny film (tylko w języku niemieckim) pokazuje stosowane techniki mennicze w praktyce. Nie mogę jednak udostępnić go jak powyższych z YT, trzeba wejść na TĘ STRONĘ (jeśli ktoś boi się kliknąć w link to może skopiować do przeglądarki tą stronę -> https://pecunia.zaw.uni-heidelberg.de/NumiScience/praegung-mit-dem-taschenwerk). Od ok. 1:40 mamy pokazane jak tworzyło się cany (paski blachy) a od 2:17 mamy pokazany model cywarki/walcarki, czyli urządzenia, które służyło do prasowania blachy na określoną grubość. Na tej samej zasadzie działały prasy walcowe, z tym, że na walcach wyryte były stemple, które odbijały się na pasku blachy. Na filmie dalej mamy wycinanie krążków dursznitem (3:12) a na końcu produkcję monet maszyną zwaną taschenwerk (3:53).
Z literatury odsyłam do "Organizacja mennic i techniki mennicze w Polsce XVI-XVII w" Aleksandra Kuźmina, niestety słabo dostępna. Zostaje polowanie na aukcjach lub wycieczka do większej biblioteki w okolicy.
Nie powiem, żeby mnie ta informacja w jakikolwiek sposób zdziwiła.
W skrócie - jeśli kiedykolwiek korzystaliście z tego chcąc wyszukać jakieś archiwalne aukcje to od marca 2026 nawet nie próbujcie. Dlaczego? W sumie całkiem nieźle podsumował to Pan Jerzy na swoim blogu. Nie wchodząc w dyskusję z przedstawionymi tam argumentami dodam tylko, że alledrogo "stacza" się z punktu widzenia kolekcjonera cały czas.
Było caffe allegro, gdzie kolekcjonerzy wymieniali się uwagami, ostrzegali przed fałszerstwami, etc. I co? Zostało zlikwidowane. Ktoś złośliwy może powiedzieć, że szkodziło to sprzedaży a to ona przecież jest podstawą do wyliczania prowizji.
W sumie bardzo rzadko odnoszę się do czyichś wpisów w tzw. mediach społecznościowych a jeśli już to przeważnie są to Półtoraki Wazów, gdzie oficjalnie urzęduje Adam Górecki, autor katalogu półtoraków o tej samej nazwie. Coś cicho tam ostatnio jakoś ;)
Ale całkiem niedawno DA Marciniak wrzucił informację o aukcji, na której sprzedawał klipy wydane przez NBP z okazji 10-lecia wprowadzenia nowych monet (po denominacji). Czyli teraz mamy 30-lecie bimetalicznych "złotówek". A pamiętam jak dostawałem 100 000 z Moniuszką czy 500 000 zł z Sienkiewiczem od dziadka czy ciotki na urodziny... Jak ten czas leci. I było się wówczas milionerem ;)
https://www.facebook.com/MarciniakFb
Oczywiście wybuchła wojna polsko-polska o to, że to nie są monety, tylko bezwartościowe medaliki czy żetony, a to, że NGC to ogradował to już wogóle hucpa, kpina i wyciąganie kasy od frajerów.
Tak jakby NGC oceniał tylko jedyne-prawdziwe-monety :P
Temat na podobny wpis chodził za mną od baaardzo dawna. Kolekcjonując monety mamy (przynajmniej ja mam, choć nie uważam się za indywiduum w tym temacie ;D) w zwyczaju katalogować je. Tu grosz, tu półtorak, etc. Rok taki, mennica taka. Wszystko ładnie poukładane na tackach, w kopertkach. Ale jak się je powyciąga i poukłada obok siebie wychodzą ciekawe rzeczy :)
Jak ostatnio zapowiedziałem chciałbym omówić szerzej moje wystąpienie na Ogólnopolskim Forum Numizmatycznym, na którym miałem przyjemność występować. Poniżej nagranie (mówię w 46:10 - 1:04:50):
Oczywiście główną myśl na temat "pierwszego półtoraka" przedstawiłem na Forum. Tak więc osoby mniej zainteresowane mogą obejrzeć pierwsze kilka minut mojego wystąpienia :) Poza tym część z tego zamieszczone jest w postaci mojego artykułu w Kronikach Numizmatycznych z 2023 roku. Natomiast osoby, które są nieco bardziej zainteresowane jak mogły wyglądać stemple do pierwszych półtoraków (i dlaczego tak uważam) zapraszam do lektury.
Ostatnio trzymam kilka srok za ogon. Bywa to zapewne u niektórych ludzi motywujące, kilka otwartych projektów jest swego rodzaju 'samograjem' i przeskakują oni z jednego na drugi kiedy jakiś im się znudzi. Ja widać jestem albo za stary albo po prostu moja organizacja jest do bani. Bo jak już zmęczę się jednym tematem to muszę odpocząć od numizmatyki. Inaczej mam przesyt.
Jednak ostatni miesiąc zmusił mnie aby przysiąść nad jednym tematem... no dobra rozkojarzyłem się m.in. groszami wschowskimi... :P A mianowicie dostałem zaproszenie od Damiana Marciniaka na tegoroczną sesję numizmatyczną z cyklu "W numizmatyce widzisz tyle ile wiesz". Licząc od ubiegłorocznej edycji przyjęła ona formę wystąpień typu TEDx (ja też na początku nie wiedziałem co to za TEDiks... :D).
W zeszłym roku się nie udało, choć miałem niezłą zabawę z robieniem prezentacji. Nawet żona zauważyła, że siedzę cały czas w PowerPoincie i mieszam monetami zamiast skupić się na pracy (zawodowej). Jednak nie przebrnąłem przez sito, co trochę zasmuciło. Ale potem przeglądając prezentację na spokojnie stwierdziłem, że wybrane tematy były po prostu za długie jak na 20-minutowe wystąpienie i bardzo rozstrzelone tematycznie (oczywiście jak na półtoraki). No i zero jakiegoś wspólnego wątku (poza półtorakami ofc).
Tutaj możecie obejrzeć zeszłoroczną edycję:
W tym roku edycja ruszała bodaj w lutym i miała odbyć się w Bydgoszczy! I to w miejscu, gdzie mieściła się XVI-XVII wieczna mennica!
W poprzednim wpisie przybliżyłem swoje preferencje odnośnie zbierania półtoraków. Nominał ten bity za czasów Jana Kazimierza nie wlicza się do mojego "must have". Ale, żeby oddać sprawiedliwość mam kilka jego półtoraków. M.in. dwie odmiany "bez tarczy" - Snopka i 3 na awersie. Kupiłem bo akurat się udało, nie, żeby mi jakoś specjalnie zależało. Ale ad rem. Całkiem niedawno zobaczyłem na aukcji TO:
Stwierdziłem, że raz na jakiś czas przyda się odskocznia. Co prawda tworząc blog określiłem się w jakim "zakresie" tematycznym będę tu publikował ale monogamia jest nudna ;) Oczywiście w odniesieniu do numizmatyki. Nawet Adam na swoim fanpejdżu na fb co rusz robi skok w bok ku szelągom.
Parę szelągów mam ale bardziej dla uzupełnienia zbioru. Kierując się ku półtorakom bardziej "kręciła" mnie sprawa, że nie były "dobrze" skatalogowane i co rusz wyskakiwała jakaś nowa odmiana. W przeciwieństwie np. do trojaków, gdzie biblią dla ich fanów była monografia Igera, ortów z wyznawcami Szatalina, etc... A szelągami zajmował się np. Dariusz Marzęta. Na jego blogu zresztą na początku mojej numizmatycznej ścieżki* udało mi się wygrać dość ciekawy konkurs, który dotyczył facjat króla. Jednak pomimo zwycięstwa trojaki obszedłem szerokim łukiem. Patrząc na mój aktualny zbiór, ilość tych monet jest nad wyraz ascetyczna. Ale, ale...
Zacznijmy od podstaw. Wyjaśnijmy sobie co to jest TYP, ODMIANA, WARIANT:
Typ: monety o tym samym nominale, z ta sama data, emitowane przez tego samego władcę,
Odmiana: monety wybite w tej samej mennicy, z tymi samymi typami rysunku* (wizerunek lub inicjały króla, herby państwa, napisy**, znaki mennicze, znaki mincerskie, herb podskarbiego)
Wariant, (Wariant stempla): monety bite ta sama para stempli, napisy**, interpunkcja i znaki interpunkcyjne wszystkie takie same.
*różnice w rysunku jak duża głowa/mała głowa, lekko zbrojna pogoń/ciężko zbrojna pogoń nie są wyznacznikami odmiany lecz wariantu
**różnice napisów jak np. "L", "LI" oraz "LIT" nie są wyznacznikami odmiany lecz wariantu
Oczywiście to nie są sztywne definicje ale w większości oddają to co ja stosuję w podziale monet.
I tak najbardziej pożądane są typy. Przynajmniej na początku. Bo zazwyczaj w półtorakach da się je zdobyć w jako-takim czasie. No, może poza Wilnem 1620 - taki wyjątek od reguły.
Odmiany potrafią być już wyzwaniem, zaś warianty to zabawa dla wytrwałych.
No i my dziś o wariantach ciut sobie opowiemy. Ostatnio mało spływa do mnie stricte półtoraków Zygmunta. No bo albo to jakiś tam wariant, na który mi szkoda zachodu albo odmiana kosztująca krocie i w efekcie odpuszczam aukcję bo nie chcę wydawać majątku. Może trafi się drugi raz za rok, może za dwa lata. Oczywiście w niektórych przypadkach można czekać i czekać a stracona szansa się nie powtórzy. Aż mnie otrzepuje, gdy pomyślę sobie, że zastanawiałem się czy przebić (w przeliczeniu ok. 90-100zł) tą monetę:
No ale wtedy byłem na cenzurowanym po ostatnim (bardzo kosztownym) zakupie i bałem się rozdrażnić żonę. A jak dotąd, po prawie 8 latach od zakupu takiego "prawie 1618" nie spotkałem.
Niedawno zaś listonosz przyniósł takiego cudaka:
Co my tu mamy? Odwrotne N. W 1616 to nie dziwna rzecz. Lecz w Sasie w owalnej tarczy już nieczęste powiedziałbym. Nawet bardzo. Awers? Typowy. Oprócz przebitki P, na którą walnięto X.
Oba stemple, awersu i rewersu są znane. Ale nie razem. Więc mamy tu nienotowany wariant stemplowy. Posługując się katalogiem Półtoraki Wazów z 2022 to mamy awers z pozycji 1630 i rewers z pozycji 1631. Obie pozycje "stoją" jako F3, ten mix jest póki co "nienotem". Poszedł za 65 złotych. Niedobicie owszem jest ale nie wyklucza precyzyjnej identyfikacji monety.
No i teraz płynnie przechodzimy do meritum: niedobicia, wykruszenia punc, zapchania stempla, etc.
Masa jest tego w półtorakach. I też sporo jest potencjalnych chętnych, by w jakimś defekcie widzieć "ónikat". We wspomnianym katalogu na stronach 21-27 pokrótce opisałem najczęściej występujące na rynku destrukty. Nie są one zamierzonym działaniem mincerza. Czy też niezamierzonym, ale z tego działania powstają np. takie błędy jak PEG POLO:
Górecki, Dudek, 2022 - poz. 1451
Stan monety jest daleki od zadowalającego, mimo wszystko włączyłem tą monetę do zbioru bo błąd jest ewidentny. Głębokie i dobrze widoczne bicie w miejscu P wyklucza wszelkiego rodzaju uszkodzenia czy niedobicia. Jest tam P, gdzie miało być R.
Z kolei w tym półtoraku z początku wpisu... BEG? Po pierwsze zastanówmy się. Czy mincerz tworzył punce liter, których potem nie używał? Mógł w takim razie też stworzyć punce umlaut i ypsilon. Dlaczego ich nie nabił? Aha! Bo wyprodukował tylko te, które były mu potrzebne do pracy! B nie występuje ani w półtorakach ani w ortach bitych w tym czasie w mennicy bydgoskiej. Ani szelągach, groszach czy innych nominałach włączywszy w to produkty mennicy krakowskiej, litewskiej i gdańskiej. B było tak samo nieużywane jak Ź, Ć albo Ó. Więc - pytanie za milion - skąd miałoby się tam wziąć? Jedyne rozwiązanie to: destrukt. Uszkodzenie puncy/stempla, które skutkowało powstaniem "nienotowanej" monety. Takich "nienotów" to jest od groma. Ot, specyfika produkcji monet w tamtych czasach.
Czy to rzadkie? Owszem, zazwyczaj ogranicza się jedynie do tego (uszkodzonego) stempla. Czy wartościowe? Każdy kamień, szyszka, muszla też są unikatowe. Ale czy wartościowe?
Czyli jest tak: zbieramy sobie monety bo np. podoba nam się dany okres historyczny/władca, etc. Zbieramy, dajemy za nie określoną przez nasz domowy budżet kwoty pieniędzy. Swoją drogą wydawanie współczesnych pieniędzy na te już dawno wycofane z obiegu już trąci nieco ironią. Ale dobrze, w końcu ludzie zbierają niemal wszystko.
Mistrz Marek Raczkowski z jego fb: https://www.facebook.com/photo.php?fbid=2939053466136718&id=180822955293130&set=a.180823831959709
Gdyby kogoś jednak gorszył rysunek powyżej pragnę przypomnieć, że nabywanie odchodów, jako element sztuki był już praktykowany. A kolekcje można budować w różny sposób, np. zbierając minerały chodząc po górach (wydatek = 0, pomijając koszty dojazdu, zakwaterowania i wysiłek fizyczny) albo kupując za grube miliony obrazy przedstawiające skrzyżowane kreski oddzielające różne kolory (głównie biały, ale mamy też czerwony i odrobinę żółtego, niebieskiego i czarnego). No i coś takiego sprzedało się za ponad 50 milionów dolarów:
Piet Mondrian (1872-1944) Composition No. III, with Red, Blue, Yellow, and Black 1929; https://www.christies.com/en/lot/lot-5893250
Ale do rzeczy - nie zamierzam wnikać w przyczyny takiej dysproporcji cen między w/w kawałkiem płótna a np. wywołaną we wspomnianym wpisie 100-dukatówką z 1621. Przejdziemy jednak do tematu, który trochę ma wspólnego z windowaniem cen. A mianowicie do rzadkości monet. Przyczyną też był wpis, a bardziej dyskusja na Okiem Kolekcjonera.
Zachęcam do prześledzenia wszystkich opinii - z niektórymi niemal całkowicie się zgadzam z innymi mniej, jednak chyba (do tej pory) nie spotkałem się tam z taką, z która całkowicie się nie zgadzam.
Skala rzadkości monet! Ileż to się na jej temat przelało słów... Ale tak naprawdę to:
Po co nam ona? Tak na "zdrowy chłopski rozum", im coś rzadsze tym droższe. Ale jak określić, że coś jest "rzadkie"? Zwłaszcza wśród kolekcjonerów monet, gdzie część (chciałem napisać "z nich" - w sensie kolekcjonerów ;P ) monet - oczywiście, leży w muzeach. I z punktu widzenia kolekcjonera/zbieracza są "nie do ruszenia". Czyli nie włączy ich do kolekcji. Może jedynie pooglądać. I jeśli są na wystawie lub zdigitalizowane i dostępne w cyfrowym repozytorium to jeszcze pół biedy. Gorzej, jeśli muzeum posiada np. skrzynię półtoraków, które ma, ale nie wystawia ich. Bo to nominał nieefektowny (jak np. talary) i jak przyjdzie wycieczka szkolna to jest choć minimalna szansa, że dzieciaki pozachwycają się starymi monetami wielkości sporej śliwki. Taka szansa przy półtorakach byłaby jak to, że moje koty powiedzą:
"wiesz co, cały czas chodzisz do tej pracy zarabiać na naszą karmę premium, dziś sobie pośpij do południa, my pójdziemy potyrać dla odmiany"
Cattus domesticus, drzemka po i przed każdym posiłkiem. Jak też i między tymi drzemkami.
Czyli muzea mają masę monet, których nikt (poza pracownikami czy badaczami, którzy wybiorą się na kwerendę) nie zobaczy. Aktualnie np. Muzeum Narodowe w Krakowie dorzuciło sporo półtoraków do swojego wirtualnego repozytorium, bo jeszcze jakiś czas temu było ich tyle, ze na palcach jednej ręki można było policzyć zarówno te Zygmunta III Wazy jak i Jana Kazimierza.
No ale co to ma do stopni rzadkości? Ano to, że tworząc takową na bazie 8-stopniowej skali powinno się ująć WSZYSTKIE znane monety. Czyli te w muzeach, prywatnych zbiorach czy obiegu aukcyjnym. Powiem tak - powodzenia. No ok, poczekajmy - jak najbardziej jest to możliwe ale dla monet "grubych". Takie talary, dukaty czy ich multiple raczej znane są już od pokoleń na rynku aukcyjnym a egzemplarze muzealne też są należycie skatalogowane ew. opisane w opracowaniach. Gorzej wygląda rzecz dla np. półtoraków. Po pierwsze jeszcze 10 lat temu na dobrą sprawę nie było dobrych opracowań tego nominału. Bo kogo obchodziły monety, które sprzedawało się na kilogramy? Owszem, były niby jakieś tam rzadsze, ale jak to z typowym, encyklopedycznym podejściem ujął to Janusz Kurpiewski:
"Stosunkowo rzadki jest typ półtoraka z 1614 roku, szczególnie ten z orłem na awersie. Rzadszy jest jeszcze rocznik 1628 oraz półtorak bez daty. Natomiast pozostałe roczniki, z tarczą pięciopolową na awersie (lata 1615 - 1627) bite były w wielkich ilościach i pomijając jakieś sporadyczne odmiany (np. brak herbu podskarbiego) - należą do najpospolitszych monet z tego panowania.„
Czyli pamiętajcie, zbierajcie tylko pierwszy rocznik, najlepiej z orłem, bezdatowce, albo 1628. A jak się trafi bez herbu podskarbiego (ciekawe gdzie pan Kurpiewski takiego widział, ciekaw jestem niezmiernie) to też kupujcie. Reszta to popularesy. No bo jak określić rocznik 1620 bity w Wilnie, którego każdy katalog stawia na piedestale: R8, R* niemal. Aktualnie naliczyłem ich 34 sztuki. Oczywiście jakby rozdzielić to na odmiany to liczba nam się zawęża ale póki co R8 ma tylko jedna odmiana. Reszta spada do R7-R6.
Znam natomiast masę "unikatów"*, które jakoś nikt, poza najnowszym katalogiem półtoraków wysoką "eRką" zaszczycić nie chciał. *-Unikatem przestaje być jak na aukcję trafi kolejna moneta, którą właściciel wystawił przeglądając archiwalne aukcje i zauważył zaskakująco wysoki wynik końcowy. Skoro sprzedała się wysoko, znaczy, że rzadka, więc sprzedam moją licząc na podobny wynik. Często jednak ceny drugiej, trzeciej, etc. sztuki, która wypływa gnana tym trendem są już odpowiednio niższe.
Warto też zaznaczyć gdzie chcemy (nadając stopień rzadkości) postawić poprzeczkę? Czy jak wspomniałem typ - półtorak Wilno 1620 - katalogowo R8. Be-ze-du-ra! Czyli może jakaś odmiana? No ok, ale to już "rozbijamy" eRkę na części. Skoro w roczniku było 34 monety, to odmiana z Wadwiczem na rewersie liczy już 4 sztuki (R7):
Ale teraz jest moda na katalogi specjalizowane. Czyli brniemy w kolejne warianty (korony, jabłka, interpunkcję... wyjdzie na to, że niemal każdy półtorak ma "jakieś tam" R. No bo mamy możliwości nieporównywalnie większe niż dawni Autorzy. Oni bazowali właśnie na zbiorach muzealnych, prywatnych kolekcjach, skarbach... My bazujemy przede wszystkim na Internecie.
Taki "Ilustrowany skorowidz pieniędzy polskich i z Polską związanych." Kopickiego to już trochę relikt. Stworzenie czegoś takiego aktualnie to trochę samobójstwo. To już edycja z rycinami z 2007 - "Monety Zygmunta III Wazy" ujęła wszystkie półtoraki tego władcy na bodaj 13 stronach. Plus minus oczywiście ale mamy obraz skali. Pierwsza edycja katalogu Adama z 2019 miała ponad 200 stron. Wersja autorska z 2022 niemal 300. Idźmy dalej... Grosze krakowskie i głogowskie 1505-1548 Grzegorza Romańczyka - 250 stron. Emisje pruskie - prawie 400 stron. Boratynki opisane przez duet Wolski&Godek z 2023 - ponad 500 stron. Półgrosze Jagiełły Sebastiana Pawlikowskiego - 250 stron. Mennictwo Batorego Parchimowicza - 450 stron...
Aha - co autor katalogu, to tworzy swoje eRki. Np. duet Nieczytajło-Zamiechowski oparli swoje eRki na częstości występowania monet. Autorzy chwalą się, że przebadali 200000 monet koronnych w tym 5000 monet wybitych do 1619 roku włącznie. I stworzyli dwa systemy:
Dla monet bitych do 1619, gdzie jedna moneta przypada na:
R1 – 1 na 100 monet R2 – 1 na 200 monet R3 – 1 na 500 monet R4 – 1 na 1000 monet R5 – 1 na 2500 monet R6 – 1 na 5000 monet R7 – 1 na 10000 monet R8 – 1 na ponad 10000 monet
Oraz od 1620, gdzie jedna moneta przypada na:
R1 – 1 na 1000 monet R2 – 1 na 2000 monet R3 – 1 na 5000 monet R4 – 1 na 10000 monet R5 – 1 na 25000 monet R6 – 1 na 50000 monet R7 – 1 na 100000 monet R8 – 1 na ponad 100000 monet
Unikatów nie dali, w sumie o dobrze bo jak pisałem to takie numismatic fiction.
I teraz zagadka dla uważnych - ile monet bitych do 1619 uzyska R8? Skoro monet przebadali 5000?
Nie ma to jak utrudnić sobie życie już na etapie projektowania skali rzadkości monet.
Z kolei skala F0-F4/R-RRRR czyli opierająca się na występowaniu w handlu jest już bliższa rzeczywistości. Jednak jak było w dyskusji zauważone nie uwzględnia monet w muzeum. No z definicji nie, to oczywiste. Jednak to co wypływa na rynek nie różni się aż tak od tego co potencjalnie może być w muzeum.
W teorii idealnym systemem byłoby podawanie rzadkości danej odmiany +/- w procentach opierając się na całej populacji. Coś podobnego uskuteczniam od dawna z uwagi na gromadzone zdjęcia monet z aukcji. Tylko jest kolejny minus - od pewnego czasu zapisuję w większości roczniki do ~1620. Z tego względu, że >1620 jest tego masa. Która sprzedawana jest głównie w lotach i rozdzielanie tego mija się z celem. Jednak takie postępowanie też zamyka kolekcjonera/badacza w swego rodzaju bańce. Jest się bardzo dobrym w wąskiej dziedzinie. Staram się mimo wszystko aby mieć otwarte oczy i na inne rzeczy. Efekt jednego z takich "otwarć" być może za jakiś czas się ukaże. Nad kolejnym pracuję.
Konkluzja? Każdy licytuje to co chce. Nawet nie pamiętam kiedy już przestałem patrzeć na eRki. Oczywiście domy aukcyjne lubią to, bo podobnie jak wysoki MSik na slabie przyciąga to większą ilość potencjalnych chętnych. Lecz czy w rzeczywistości robi nam to aż taką różnicę? Mam "niskie" eRki, do których mam większy sentyment niż do tych R7-R8. Czy moneta z R5 jest dla Was bardziej cenna niż ta z R3 w katalogu? Zakładając oczywiście, że ktoś te eRki porozdawał "sprawiedliwie" a nie losowo jak np. Kamiński-Kurpiewski półtorakom w swoim katalogu (Jeżu, co tam się odwala....).