środa, 22 stycznia 2025

Skala rzadkości monet - a na co to komu?

Czyli jest tak: zbieramy sobie monety bo np. podoba nam się dany okres historyczny/władca, etc. Zbieramy, dajemy za nie określoną przez nasz domowy budżet kwoty pieniędzy. Swoją drogą wydawanie współczesnych pieniędzy na te już dawno wycofane z obiegu już trąci nieco ironią. Ale dobrze, w końcu ludzie zbierają niemal wszystko. 

Mistrz Marek Raczkowski z jego fb: https://www.facebook.com/photo.php?fbid=2939053466136718&id=180822955293130&set=a.180823831959709

Gdyby kogoś jednak gorszył rysunek powyżej pragnę przypomnieć, że nabywanie odchodów, jako element sztuki był już praktykowany. A kolekcje można budować w różny sposób, np. zbierając minerały chodząc po górach (wydatek = 0, pomijając koszty dojazdu, zakwaterowania i wysiłek fizyczny) albo kupując za grube miliony obrazy przedstawiające skrzyżowane kreski oddzielające różne kolory (głównie biały, ale mamy też czerwony i odrobinę żółtego, niebieskiego i czarnego). No i coś takiego sprzedało się za ponad 50 milionów dolarów:

Piet Mondrian (1872-1944) Composition No. III, with Red, Blue, Yellow, and Black 1929;   https://www.christies.com/en/lot/lot-5893250

Trochę tu zahaczyłem o niedawny wpis Marcina z jego reaktywowanego bloga Spod Stermpla

Ale do rzeczy - nie zamierzam wnikać w przyczyny takiej dysproporcji cen między w/w kawałkiem płótna a np. wywołaną we wspomnianym wpisie 100-dukatówką z 1621. Przejdziemy jednak do tematu, który trochę ma wspólnego z windowaniem cen. A mianowicie do rzadkości monet. Przyczyną też był wpis, a bardziej dyskusja na Okiem Kolekcjonera

Zachęcam do prześledzenia wszystkich opinii - z niektórymi niemal całkowicie się zgadzam z innymi mniej, jednak chyba (do tej pory) nie spotkałem się tam z taką, z która całkowicie się nie zgadzam.

Skala rzadkości monet! Ileż to się na jej temat przelało słów... Ale tak naprawdę to:


Po co nam ona? Tak na "zdrowy chłopski rozum", im coś rzadsze tym droższe. Ale jak określić, że coś jest "rzadkie"? Zwłaszcza wśród kolekcjonerów monet, gdzie część (chciałem napisać "z nich" - w sensie kolekcjonerów ;P ) monet - oczywiście, leży w muzeach. I z punktu widzenia kolekcjonera/zbieracza są "nie do ruszenia". Czyli nie włączy ich do kolekcji. Może jedynie pooglądać. I jeśli są na wystawie lub zdigitalizowane i dostępne w cyfrowym repozytorium to jeszcze pół biedy. Gorzej, jeśli muzeum posiada np. skrzynię półtoraków, które ma, ale nie wystawia ich. Bo to nominał nieefektowny (jak np. talary) i jak przyjdzie wycieczka szkolna to jest choć minimalna szansa, że dzieciaki pozachwycają się starymi monetami wielkości sporej śliwki. Taka szansa przy półtorakach byłaby jak to, że moje koty powiedzą: 

"wiesz co, cały czas chodzisz do tej pracy zarabiać na naszą karmę premium, dziś sobie pośpij do południa, my pójdziemy potyrać dla odmiany"

Cattus domesticus, drzemka po i przed każdym posiłkiem. Jak też i między tymi drzemkami. 

Czyli muzea mają masę monet, których nikt (poza pracownikami czy badaczami, którzy wybiorą się na kwerendę) nie zobaczy. Aktualnie np. Muzeum Narodowe w Krakowie dorzuciło sporo półtoraków do swojego wirtualnego repozytorium, bo jeszcze jakiś czas temu było ich tyle, ze na palcach jednej ręki można było policzyć zarówno te Zygmunta III Wazy jak i Jana Kazimierza.

No ale co to ma do stopni rzadkości? Ano to, że tworząc takową na bazie 8-stopniowej skali powinno się ująć WSZYSTKIE znane monety. Czyli te w muzeach, prywatnych zbiorach czy obiegu aukcyjnym. Powiem tak - powodzenia. No ok, poczekajmy - jak najbardziej jest to możliwe ale dla monet "grubych". Takie talary, dukaty czy ich multiple raczej znane są już od pokoleń na rynku aukcyjnym a egzemplarze muzealne też są należycie skatalogowane ew. opisane w opracowaniach. Gorzej wygląda rzecz dla np. półtoraków. Po pierwsze jeszcze 10 lat temu na dobrą sprawę nie było dobrych opracowań tego nominału. Bo kogo obchodziły monety, które sprzedawało się na kilogramy? Owszem, były niby jakieś tam rzadsze, ale jak to z typowym, encyklopedycznym podejściem ujął to Janusz Kurpiewski:

"Stosunkowo rzadki jest typ półtoraka z 1614 roku, szczególnie ten z orłem na awersie. Rzadszy jest jeszcze rocznik 1628 oraz półtorak bez daty. Natomiast pozostałe roczniki, z tarczą pięciopolową na awersie (lata 1615 - 1627) bite były w wielkich ilościach i pomijając jakieś sporadyczne odmiany (np. brak herbu podskarbiego) - należą do najpospolitszych monet z tego panowania.

Czyli pamiętajcie, zbierajcie tylko pierwszy rocznik, najlepiej z orłem, bezdatowce, albo 1628. A jak się trafi bez herbu podskarbiego (ciekawe gdzie pan Kurpiewski takiego widział, ciekaw jestem niezmiernie) to też kupujcie. Reszta to popularesy. No bo jak określić rocznik 1620 bity w Wilnie, którego każdy katalog stawia na piedestale: R8, R* niemal. Aktualnie naliczyłem ich 34 sztuki. Oczywiście jakby rozdzielić to na odmiany to liczba nam się zawęża ale póki co R8 ma tylko jedna odmiana. Reszta spada do R7-R6. 

Znam natomiast masę "unikatów"*, które jakoś nikt, poza najnowszym katalogiem półtoraków wysoką "eRką" zaszczycić nie chciał. *-Unikatem przestaje być jak na aukcję trafi kolejna moneta, którą właściciel wystawił przeglądając archiwalne aukcje i zauważył zaskakująco wysoki wynik końcowy. Skoro sprzedała się wysoko, znaczy, że rzadka, więc sprzedam moją licząc na podobny wynik. Często jednak ceny drugiej, trzeciej, etc. sztuki, która wypływa gnana tym trendem są już odpowiednio niższe.

Warto też zaznaczyć gdzie chcemy (nadając stopień rzadkości) postawić poprzeczkę? Czy jak wspomniałem typ - półtorak Wilno 1620 - katalogowo R8. Be-ze-du-ra! Czyli może jakaś odmiana? No ok, ale to już "rozbijamy" eRkę na części. Skoro w roczniku było 34 monety, to odmiana z Wadwiczem na rewersie liczy już 4 sztuki (R7):

https://onebid.pl/pl/monety-zygmunt-iii-waza-poltorak-wilno-1620-wadwicz-pod-jablkiem-rzadkosc/205806

Ale teraz jest moda na katalogi specjalizowane. Czyli brniemy w kolejne warianty (korony, jabłka, interpunkcję... wyjdzie na to, że niemal każdy półtorak ma "jakieś tam" R. No bo mamy możliwości nieporównywalnie większe niż dawni Autorzy. Oni bazowali właśnie na zbiorach muzealnych, prywatnych kolekcjach, skarbach... My bazujemy przede wszystkim na Internecie. 

Taki "Ilustrowany skorowidz pieniędzy polskich i z Polską związanych." Kopickiego to już trochę relikt. Stworzenie czegoś takiego aktualnie to trochę samobójstwo. To już edycja z rycinami z 2007 - "Monety Zygmunta III Wazy" ujęła wszystkie półtoraki tego władcy na bodaj 13 stronach. Plus minus oczywiście ale mamy obraz skali. Pierwsza edycja katalogu Adama z 2019 miała ponad 200 stron. Wersja autorska z 2022 niemal 300. Idźmy dalej... Grosze krakowskie i głogowskie 1505-1548 Grzegorza Romańczyka - 250 stron. Emisje pruskie - prawie 400 stron. Boratynki opisane przez duet Wolski&Godek z 2023 - ponad 500 stron. Półgrosze Jagiełły Sebastiana Pawlikowskiego - 250 stron. Mennictwo Batorego Parchimowicza - 450 stron...

Aha - co autor katalogu, to tworzy swoje eRki. Np. duet Nieczytajło-Zamiechowski oparli swoje eRki na częstości występowania monet. Autorzy chwalą się, że przebadali 200000 monet koronnych w tym 5000 monet wybitych do 1619 roku włącznie. I stworzyli dwa systemy:

Dla monet bitych do 1619, gdzie jedna moneta przypada na:

R1 – 1 na 100 monet
R2 – 1 na 200 monet
R3 – 1 na 500 monet
R4 – 1 na 1000 monet
R5 – 1  na 2500 monet
R6 – 1 na 5000 monet
R7 – 1 na 10000 monet
R8 – 1 na ponad 10000 monet

Oraz od 1620, gdzie jedna moneta przypada na:

R1 – 1 na 1000 monet
R2 – 1 na 2000 monet
R3 – 1 na 5000 monet
R4 – 1 na 10000 monet
R5 – 1  na 25000 monet
R6 – 1 na 50000 monet
R7 – 1 na 100000 monet
R8 – 1 na ponad 100000 monet

Unikatów nie dali, w sumie o dobrze bo jak pisałem to takie numismatic fiction

I teraz zagadka dla uważnych - ile monet bitych do 1619 uzyska R8? Skoro monet przebadali 5000? 
Nie ma to jak utrudnić sobie życie już na etapie projektowania skali rzadkości monet. 

Z kolei skala F0-F4/R-RRRR czyli opierająca się na występowaniu w handlu jest już bliższa rzeczywistości. Jednak jak było w dyskusji zauważone nie uwzględnia monet w muzeum. No z definicji nie, to oczywiste. Jednak to co wypływa na rynek nie różni się aż tak od tego co potencjalnie może być w muzeum. 

W teorii idealnym systemem byłoby podawanie rzadkości danej odmiany +/- w procentach opierając się na całej populacji. Coś podobnego uskuteczniam od dawna z uwagi na gromadzone zdjęcia monet z aukcji. Tylko jest kolejny minus - od pewnego czasu zapisuję w większości roczniki do ~1620. Z tego względu, że >1620 jest tego masa. Która sprzedawana jest głównie w lotach i rozdzielanie tego mija się z celem. Jednak takie postępowanie też zamyka kolekcjonera/badacza w swego rodzaju bańce. Jest się bardzo dobrym w wąskiej dziedzinie. Staram się mimo wszystko aby mieć otwarte oczy i na inne rzeczy. Efekt jednego z takich "otwarć" być może za jakiś czas się ukaże. Nad kolejnym pracuję. 

Konkluzja? Każdy licytuje to co chce. Nawet nie pamiętam kiedy już przestałem patrzeć na eRki. Oczywiście domy aukcyjne lubią to, bo podobnie jak wysoki MSik na slabie przyciąga to większą ilość potencjalnych chętnych. Lecz czy w rzeczywistości robi nam to aż taką różnicę? Mam "niskie" eRki, do których mam większy sentyment niż do tych R7-R8. Czy moneta z R5 jest dla Was bardziej cenna niż ta z R3 w katalogu? Zakładając oczywiście, że ktoś te eRki porozdawał "sprawiedliwie" a nie losowo jak np. Kamiński-Kurpiewski półtorakom w swoim katalogu (Jeżu, co tam się odwala....). 


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Skala rzadkości monet - a na co to komu?

Czyli jest tak: zbieramy sobie monety bo np. podoba nam się dany okres historyczny/władca, etc. Zbieramy, dajemy za nie określoną przez nasz...