czwartek, 9 stycznia 2020

Pogoń za własnym ogonem czy 'poważna numizmatyka'? - Grading półtoraków (m.in.)

Hattrick! Trzeci post z rzędu w ciągu trzech dni. Ale to chyba dobrze, bo dziś temat znany i 'lubiany', czyli grading monet I RP (głównie). Pozwolę sobie przeprowadzić tutaj swego rodzaju dialog z Adamem. Oboje uważamy, że ślepy pościg za MAXami to trochę patologiczne zjawisko.

I nie chodzi o to, że zbieranie monet w jak najładniejszym stanie zachowania to zło. Chodzi przede wszystkim o sposób podejścia firm handlujących tym towarem. Ale od początku. Halo, halo Adamie:
Jak pewnie wiele osób zauważyło jestem przeciwnikiem trumienkowania monet. Tak nie lubię tego bo uważam, że idea gradingu została wypaczona. Samo pakowanie w pudełka wraz z oceną mikrorysek nie specjalnie mi przeszkadza. Choć jak dla mnie zajmuje to zbyt dużo miejsca i utrudnia kontakt z monetą. Co w takim razie powoduje moją reakcję alergiczną ?
Moim zdaniem grading nie sprawdza się idealnie do monet bitych ręcznie. Niedobicia, zapchania stempla, źle przygotowana blacha to norma. A grading bierze pod uwagę tylko obieg. Co to powoduje - wielokrotnie widziałem monety z napisem MS, których bym nigdy nie kupił bo wymienione wady dyskwalifikowały ich wygląd (w moim przypadku dla półtoraków oznacza to brak możliwości rozpoznania odmiany czy też wariantu).
Otóż to. Jedyne co dodam to, że grading powstał z myślą o monetach bitych maszynowo, czyli jedyne różnice między nimi mogły wynikać z uszkodzeń mechanicznych m.in. powstałych w obiegu. Nagle zaczęto pakować tam monety bite ręcznie nadając takie same kryteria ocenie na slabie. To trochę tak jakby oceniać stan zachowania samochodu wyprodukowanego w 2005 roku (według wytycznych stworzonych dla aut produkowanych pod koniec XX i początku XXI wieku) na równi z XVIII-wiecznym powozem...

Grading jako prawda objawiona i sposób na nową numizmatykę - tak właśnie jest prezentowany grading przez część pośredników gradingu. Kolekcjonerstwo monet nie pojawiło się parę lat temu tylko kilka wieków temu - i radziło sobie dobrze bez pudełkowania. Czy ułatwia kupno monet - trochę tak, ale też nie zastąpi to wiedzy. Znane są przypadki gradowania fałszerstw, wiele też słyszałem o oszustach podmieniających monety w slabach. Sama jakość gradingu - polskie firmy zajmujące się tym procederem mają opinię jaką mają a amerykańskie choć cieszą się znacznie lepszą opinią to czy Panowie z Ameryki znają się bardziej na polskich monetach ? Błędy w opisach (np opisanie monety koronnej jako ryskiej itp.) Bardzo ogólne klasyfikacje najczęściej wg starych często już mało aktualnych katalogów.
Dokładnie. Nasz rodzimy grading to pełne błota i guana bajoro, które sami pracownicy tych 'firm' nam zafundowali. Nawet WCN wydał oficjalne oświadczenie, zapewne po serii zażaleń odnośnie wysyłania monet po zakupie do GCN:

Wcale im się nie dziwię. Swego czasu zastawiałem się jak ta i inne bliźniacze firmy utrzymują się na naszym rynku ale miałem niedawno prowadzić "rozmowę" z jednym ich klientem o lotności kamienia polnego więc już się nie dziwię. Na pytanie, czy zdaje sobie sprawę, że GCN i inne firmy gradingowe oceniają też falsyfikaty odpowiedział, że oni nie 'gradingują' (oryginalna pisownia ;) falsów. Na pytanie jak to stwierdził, odpowiedział, ze to jest napisane na ich stronie... 

No cóż klient szyty na miarę firmy. Podawanie innych przykładów/argumentów przypominało wrzucenie śnieżek do pieca hutniczego...
No ale wyjdźmy z błota, wytrzyjmy buty i porozmawiajmy o firmach, które jako-takie pojęcie o stanie zachowania mają. Takie np. NGC owszem zna się ale może niekoniecznie na polskich monetach. Najlepszy przykład to niedawno sprzedany u Niemczyka półtorak z 1628 roku:

Och, NGC opisał go jako półtorak z 1628 roku. No ok, tylko, że to jest NAŚLADOWNICTWO. Ta moneta nie wyszła z koronnej mennicy. Tylko nikt w Ameryce nie będzie się zagłębiał w szczegóły. Moneta została wybita? Tak. W katalogu jest? Jest. Ma taką-a-taką powierzchnię, więc dostaje MS63 i lecimy dalej. 
Monetka przylatuje do Polski, pośrednik wystawia ją na aukcję, dopisuje swoje fantasmagorie, bo w końcu SPECE z NGC tak napisali i potem inkasuje % od sprzedaży. A gdyby tak sprzedać tą monetę bez pudełka? Kwota sprzedaży wyniosłaby pewnie mniej niż honorarium domu aukcyjnego za powyższą aukcję... Zresztą sam Niemczyk napisał:
Wiadomo, każdy chce zarobić na tym co sprzedaje. Wyższy numerek = wyższa cena = wyższy % od sprzedaży dla pośrednika. Ot wyjaśniło się o co chodzi.

Wspomniane było, że problem z monetami sprzed "maszynowej" produkcji jest m.in. ocena rzetelnego stanu zachowania, czyli nie tylko mikrorysek na powierzchni ale też jakości wybicia etc. Całkiem sprytnie poradził sobie z tym NGC, ale niestety tylko dla monet antycznych:

Mamy też wagę co jest dodatkowym atutem. Kupując monetę z np. XVII wieku jej waga raczej rzadko odpowiada katalogowej. A często jest to jedno z kryterium pozwalających ocenić ich autentyczność. I proszę nie mówić, mi, że skoro została ogradowana to jest oryginalna. Często dostawałem piany na ustach jak widziałem fajną monetę a pod opisem standardowa formułka:

Waga: slab
Średnica: slab

Slab, slab, slab.... wrr

Adam też się zdenerwował.
Pojedynek na długość fiutka czy też na najwyższą cyferkę. Faceci rywalizują nie w ten to w inny sposób. W numizmatyce przybrało to postać gonienia za najwyższą cyferką. Ok niech sobie będzie jak ktoś ma takie potrzeby. Ale czy tak naprawdę potraficie rozróżnić "dziadka" z oceną 64 i 65 ?? Ale płacić za to już potraficie. I to czasem ogromną kasę. Pompowanie ceny jest monstrualne. Moneta kupiona za 200 zł nagle staje się warta 1000 bo ktoś przyznał jej certyfikat ... No to za co tak naprawdę jest te 800 zł ? Każdy balon pęka - w końcu pojawi się MS 66 i nagle 65 spadnie o połowę. Kupowanie zarobkowe by z czasem odsprzedać ? Do czasu - kiedyś ktoś w końcu puknie się w głowę by kolejny raz podbijać cenę trumny. Powinniśmy pamiętać 2zł GN i inne kolekcjonerskie cuda III RP. Korekta cen była bolesna dla niektórych. Podejście firm bywa różne - część ma podejście neutralne a część wręcz pieje na jego temat. W sumie to im się nie dziwię - biorą procent od sprzedaży. 10% od 200 zł a 10% od 1000 to znacząca różnica na koncie.
Dokładnie. Lobby gradingowe nie jest napędzane przez firmy, które oceniają monety i pakują je do plastyku ani samych kupujących. To pośrednicy zgarniają większy % od sprzedaży monety w slabie niż bez slabu. Wmawiają nam, że grading to jakość, prestiż i bezpieczeństwo... Brzmi znajomo?

Same MAXy! 2 MAX Świat! 4 MAX w południowo-wschodniej Europie! Albo MAX bo nikt tej odmiany wcześniej nie ogradował, co z tego, że była czyszczona i to ledwo III stan ale jest MAX!  Do szczytu perfidii i obłudy dochodzą sprzedający, którzy reklamują monetę jako MAX ale nie napiszą, że w innej firmie gradingowej dany typ uzyskał wyższą notę. No w końcu rączki mają czyste, mowa była tylko o MAXach z np. NGC... 
Coś mi to przypomina...

Ale jest jeszcze nadzieja...
Ale tak naprawdę kupujący wszystko zależy od Was. Wy i wasze portfele decydujecie w którym kierunku pójdzie rynek. Nie bronię nikomu kupować monet w trumnach, ale podczas takiej decyzji patrzcie na monety a nie na cyferki. Czy naprawdę lepiej mieć w kolekcji dwie wysokie cyferki niż pięć niższych ? Polowanie na cyferki rozumiem jeszcze w dość zamkniętych działach jak np. II RP - tutaj wiele się już nie pojawi nowości więc pozostaje wymieniać egzemplarze na lepsze.
Na szczęście widziałem półtoraki w trumnach, które były sprzedawane po kosztach gradowania albo i niżej a te naprawdę piękne poszły wysoko niezależnie czy były w pudle czy nie. Piękna moneta powinna bronić się sama....
Zgadza się. II RP, PRL, III RP to są działy, gdzie grading ma sens i nie neguję sensu zbierania monet w trumienkach. Sam niezmiernie rzadko je kupuję bo na szczęście półtoraki nie są tak lubiane przez grading. A jeśli już to jest na to sposób:
I mamy ożywieńca:


To nie jest zwykły 1615 z hakami. Na pewno będzie o nim wpis.

:)

1 komentarz:

Komety...

Idzie luty, podkuj... no nic się nie rymuje z portfelem, kontem, kasą, mamoną, wypłatą...  Może coś takiego: w lutym są często niezłe aukcje...