wtorek, 17 grudnia 2019

Mamy złoto!!!

Złoty półtorak? Owszem jest! A nawet DWA!

Pierwszy, bydgoski z 1623 roku:
J. Dutkowski "Złoto czasów dynastii Wazów"
Waga (wg notowań aukcyjnych) 3,45 grama, średnica 19,5 mm.
Złotko z datą 1623 znajduje się w prywatnej kolekcji w USA. Tutaj są sprzeczne informacje, bo ś.p. Dutkowski w "Złocie czasów dynastii Wazów" wspomina o 2 egzemplarzach, zaś w artykule w Przeglądzie Numizmatycznym, że na wszystkich aukcjach wystawiony był ten sam egzemplarz. Oczywiście nie wyklucza to faktu, że jedna sztuka krążyła po aukcjach a druga grzała miejsce w prywatnym zbiorze ale 100% pewności nie ma.

Drugi z mennicy w Elblągu z 1635 roku:
J. Dutkowski "Złoto czasów dynastii Wazów"
Waga (wg B. Paszkiewicza) 2,386 g, średnica 19,5 mm.
Złotko z datą 1635 jest w gabinecie numizmatycznym w Helsinkach - unikat z kolekcji Hermana Frithiofa Antella.

Jednak... złote półtoraki? Tak naprawdę?

No bo moment, jak to? Pierwsze co ciśnie się na usta to: PO CO?
Po co wybijać jakaś drobną, obiegową monetę w złocie? 
Powody 'ZA' można policzyć na palcach jednej ręki niezbyt rozgarniętego pracownika tartaku.
- otwarcie nowej mennicy/wybijanie nowego nominału tamże i "wybicie" pierwszych monet w złocie w celu zaprezentowania ich podskarbiemu/królowi
- emisja kolekcjonerska/rocznicowa/upamiętniająca jakieś zwycięstwo/wydarzenie etc.

Pierwszy punkt możemy sobie od razu odrzucić. Rok 1623 w Bydgoszczy to już masówka, ilość półtoraków z tą datą to praktycznie szczyt produkcji tego nominału. Nie jest to żadna emisja "próbna", którą miałby zatwierdzić wysoki rangą urzędnik więc ta opcja odpada. Zaś moneta z 1635 to końcówka produkcji Szwedów w okupowanym Elblągu, bo po podpisaniu pokoju w Sztumskiej Wsi 12 września 1935 r. opuścili oni miasto. 
To niejako wiąże się z drugim punktem, gdyż może paść pomysł: "mogli przecież wybić monetę na zakończenie okupacji?". Raczej wątpliwe, a dlaczego - o tym będzie przy omówieniu w/w monety. 

Ok, bierzemy je na warsztat. Najpierw leci rocznik 1623 (dla wyjaśnienia - złoty półtorak nosi cechy nie jednego rocznika srebrnych protoplastów lecz kilku, stąd to zestawienie):

- w 1623 roku nominał był zapisywany w postaci 24 a nie Z4 jak to jest w przypadku 'złotka'
- w 1623 roku Sas był w ozdobnej tarczy ale nie tego typu. Tutaj aż ciśnie się określenie Sas w 'kartuszu' a jedyny rocznik z "bardziej" ozdobną tarczą graficznie przypominającą tą ze 'złotka' to 1620 (rzadka odmiana z taką tarczą)
- jabłko stylistycznie przypomina to z 1619 roku, w 1623 takiego po prostu nie ma
- obwódka w postaci sznura/kropek wpisanego w podwójną linię ciągłą na awersie i rewersie - znane są oczywiście półtoraki z przerywaną linią na awersie i/lub rewersie ale to są wcześniejsze lata (swoją drogą szykuję spory wpis na ten temat z małą [?] sensacją ale niestety zmuszony jestem czekać na materiały więc...) 
- interpunkcja na awersie 'złotka' to krzyżyki i kropki/gwiazdki zaś w roczniku 1623 na awersie w przeważającej większości interpunkcji po prostu brak a jeśli się pojawia to są to zwykłe, okrągłe kropki
- interpunkcja na rewersie w postaci 6-listnych "rozetek z dziurką (?)" również nie znajduje swojego odpowiednika w tym roczniku - są zwyczajne 6-ramienne gwiazdki, za to ozdobniki po bokach krzyża w postaci 4-listnych "kwiatków/rozetek" już w tym roczniku są obecne.
- korona wraz z tarczą herbową stylistycznie podobna do rocznika 1623
- styl czcionki również podobny (na tyle na ile można dokonać porównania dysponując zdjęciem zdjęcia...)
- ostatnia sprawa - wygląd rantu: wygląda on jakby był wycinany. Wszystkie półtoraki bydgoskie charakteryzują się równą krawędzią, w 'złotku' jest ona nieregularna. Nieregularny kształt rantu - jakby były wycinane ręcznie a nie np. dursznitem jest też cechą charakterystyczną dla półtoraków z hakami (domyślnie krakowskie), lecz w tym przypadku nie podejrzewam tego złotka o taki rodowód. Po prostu krążek mógł być wycinany ręcznie...

Na drugi rzut bierzemy Elbląg:


- pierwsze co rzuca się w oczy to inicjały M-P oczywiście Marsiliusa Philipsena - takowych nie znajdziemy w półtorakach z tego okresu
- ponadto na awersie mamy bardzo dokładnie (żeby nie powiedzieć za dokładnie) odwzorowane herby Szwecji - korony i Gotlandii - Lew na pasach. I właśnie tu leży Lew pogrzebany. Bo pasy za nim są ukierunkowane odwrotnie niż w półtoraku z roku... 1630 (później już ich nie było):

- oczywiście poza tym na awersie mamy delikatne różnice stylistyczne pozostałych elementów
- końcówka legendy niespotykana w żadnych innych rocznikach półtoraków z Elbląga: SVEC
- rewers generalnie "trzyma" styl półtoraków z tego rocznika aczkolwiek widać drobne szczegóły, w stylu krój liter etc.
- moneta była wybita stemplem i widać, ze rant jest regularny, stąd podejrzenie, ze został wycięty przy użyciu jakiegoś narzędzia (nie ręcznie jak w przypadku 1623) lub ewentualnie obrobiony później. Nie stwierdzimy tego niestety bez oględzin monety.

Podsumujmy

Złoty półtorak wybity - rzekomo - w Bydgoszczy wydaje mi się być monetą stworzoną specjalnie na "potrzeby" rynku kolekcjonerskiego. Chęć posiadania "ónikatu" jest silna a zbieranie monet jest to stare hobby. W XIX wieku istniał proceder produkcji fałszywych monet dla zbieraczy ale również tworzenia nowych, całkiem fantazyjnych "monet. Skoro Majnert stworzył nigdy nieistniejącego talara Zygmunta Starego z 1529 roku to co byłby za problem zrobić złotą odbitkę półtoraka? Trio Hausmann-Fajn-Igel, Sznejder, Aronsohn czy Broda też nie zasypywali gruszek w popiele. Wydaje mi się, że może to być tego typu fałszerstwo na szkodę kolekcjonerów. Wybicie w epoce złotego półtoraka z punktu ekonomicznego, ze "starą" legendą z oznaczeniami nominału, etc. jest zupełnie pozbawione sensu. Zresztą nie było nawet opcji, żeby mincerz ot tak wziął sobie złoty krążek i wybił dla hecy złota odbitkę (tak jak było to robione kilka lat temu). Prawo bicia złotych monet i wprowadzanie ich do obiegu to uprawnienie królewskie złamanie którego oczywiście traktowane było jak przestępstwo. 
Najprawdopodobniej kilkaset lat później jakiś "artysta" postanowił stworzyć taką odmianę ze złota i upłynnić na rynku kolekcjonerskim, bądź też jakiś kolekcjoner zamówił taką monetę chcąc zaszpanować przed innymi znajomymi.  

O ile w przypadku półtoraka z 1623 roku mamy do czynienia raczej na 99,9% z monetą stworzoną specjalnie na "potrzeby" rynku kolekcjonerskiego to w przypadku Elbląga można mieć pewne wątpliwości, o których należy wspomnieć. Istnieje teoria, wedle której mogła to być przymiarka do bicia guldena, wagowo odpowiadającego złotej marce a nie dukatowi. Oczywiście jest też możliwe, że jest to odbitka z "podrasowanego" oryginalnego stempla, który został zabrany z Elbląga. Nie wiadomo co na przestrzeni historii stało się ze stemplami, gdzie były później używane...? Ale to tylko gdybanie. 
Mimo wszystko również tutaj byłbym skłonny do przyznania elbląskiemu półtorakowi łatki falsa stworzonego dla/przez kolekcjonerów w celu urozmaicenia zbioru.

W obu przypadkach logicznym posunięciem byłaby analiza składu pierwiastkowego co mogłoby (ale nie musiało, jeśli za materiał posłużyły jakieś krążki z epoki) co nieco wyjaśnić ich pochodzenie.

Oczywiście to tylko domysły. Jeśli macie jakieś zdanie na ten temat napiszcie. A może coś jeszcze czai się w niezbadanych zakamarkach historii? Klipa półtoraka? :) 

czwartek, 12 grudnia 2019

Patyna okiem chemika

Dziś gościnny wpis Adama, czyli...

PATYNA OKIEM CHEMIKA


Z dyskusji w komentarzach (nie żebyśmy nie zeszli całkiem z tematu) zobowiązałem się napisać o patynie na monetach okiem chemika. Żeby wyjaśnić co i jak najpierw trzeba bardzo dokładnie opisać parę pojęć niektóre będą niezbędne do wyjaśnienia tematu.  Z częścią myślę, że nie będzie problemu ale część to moje definicje i obawiam się, że niektóre osoby mając inne zdanie mogą nie do końca zrozumieć cały „wykład”. 

Patyna – jest to produkt reakcji metalu z czynnikami w otaczającym go środowisku. Zaletą patyny jest pasywacja metalu, która zabezpiecza dany metal przed dalszym oddziaływaniem tego środowiska. Patyna jest związana strukturalnie z metalem. 

Pasywacja metalu – tworzenie się na powierzchni metalu szczelnej, stabilnej warstwy związku metalu bądź mieszanina tych związków. Pasywacja może być wywoływana naturalnie lub sztucznie. 

Korozja  - produkt reakcji metalu z czynnikami środowiskowymi który nie tworzy szczelnej warstwy pasywującej. Najbardziej znanym przykładem jest rdza (korozja stali).  Czasem rdza jest uogólniana do korozji, ale jest to moim zdaniem błąd. 

Szereg elektrochemiczny metali  – tutaj posłużę się definicją z Wikipedii: to zestawienie pierwiastków chemicznych o właściwościach metalicznych, według ich potencjału standardowego E0. Punktem odniesienia dla tego zestawienia jest elektroda wodorowa, której potencjał standardowy przyjmuje się umownie za zero.
Praktyczne znaczenie szeregu napięciowego metali wynika z faktu, że metal bardziej aktywny wypiera (poza niektórymi wyjątkami) metal mniej aktywny z roztworu jego soli, zaś dobrą miarą aktywności chemicznej metali jest ich potencjał standardowy.
Im bardziej w prawo tym bardziej związek jest odporny na działanie środowiska (oczywiście chemia byłaby nudna bez wyjątków więc i takie są). 

Lustro – jest to powierzchnia metalu nie skorodowana, bez patyny oznaczająca się wysokim połyskiem. 

Mennicza – moneta wychodząca z mennicy bez śladów użycia.  

Lustro mennicze – charakterystyczny połysk monety wychodzącej z mennicy. W przypadku długiego leżakowania w mennicy monety mogą nabrać patyny. Lub czasem jest im nadawana celowo czego słynnym przykładem są monety oksydowane. 

Osad – substancje środowiskowe, które przyległy do metalu nie powiązane z nim strukturalnie. 

To na ten moment chyba na tyle definicji. 

Co z tego wynika ? Że pod względem chemicznym warstwa patyny jest dobra dla metalu. Czasem nawet bardzo mocno. Przykład: aluminium zwane również glinem i kwas azotowy. Kwas azotowy(V) jest jednym z najmocniejszych kwasów a także bardzo dobrym utleniaczem.  Samo aluminium jest w stanie zareagować z wieloma kwasami tworząc ich sole (połknięcie glinu spowoduje odbijanie się wodorem – reakcja z kwasem solnym). Ale akurat w przypadku kwasu azotowego jest niereaktywne. Przynajmniej na to wygląda. Prawda jest taka, że dzięki działaniu utleniającemu kwasu na powierzchni aluminium tworzy się  warstewka tlenku. Ta warstwa jest tak szczelnie przylegająca i odporna na działanie kwasu, że wygląda na to, że nie ma reakcji. Sam kwas azotowy dzięki tym samym właściwościom reaguje z zarówno z miedzią i srebrem – metalami bardzo odpornymi na wpływ środowiska. 

Kolekcjonerzy monet wybitych przed XIX wiekiem mają te szczęście, że do ich bicia wykorzystywano głównie 3 metale – złoto, srebro i miedź. Są to metale dość odporne na działanie większości czynników środowiskowych dzięki czemu tyle ich przetrwało do naszych czasów. Nie są one oczywiście magiczne i wytrzymują wszystko, ale zawsze to coś. Inaczej jest gdy do bicia monet używano właśnie wspomnianego wcześniej glinu, cynku czy żelaza. Te metale są znacznie bardziej reaktywne co czyni niebezpiecznym usuwanie ich patyny. Żelazo, które było wykorzystane do bicia monet w okolicach roku 1917 zostało (najprawdopodobniej jeszcze w mennicy) pokryte warstwą magnetytu – dosyć dobrze zabezpieczającego przed tlenem atmosferycznym. Jednak gdy środowisko zmieni się na kwaśne pojawia się korozja. Z tymi metalami trzeba być naprawdę ostrożnym i nie wiem czy warto bawić się w usuwanie patyny na nich. 

Ale wróćmy do monet ze stopu srebra na których teraz bardziej się skupię. 
Choć wspomniano w definicji patyna nie jest niczym złym. Ale też nie zawsze prezentuje się ładnie. I to niezależnie czy ktoś pomógł w jej powstaniu czy powstała w sposób naturalny. I tu wchodzi drugi czynnik. Często trudny do określenia – ludzki gust. O ile złota czy tęczowa patyna (rozszczepiająca światło) podoba się znakomitej większości to patyna idąca w stronę zieleni czy czerni już nie ma tylu miłośników. Nie zamierzam wyrokować czy usuwać patynę czy nie (za to uważam, że raczej powinno się usuwać osady). Ale fajnie by było wiedzieć kilka rzeczy:

1) Patyna to część monety – w swoim składzie zawiera metal z monety.
2) Patyna może się błyszczeć – wszystko zależy od tego jaki związek (lub mieszanina związków) powstała na monecie. O ile pojęcie połysk jest w tym momencie prawidłowe to użycie „lustro mennicze” niekoniecznie.
3) Patyna w szczególności na monetach z metali szlachetnych nie musi pokrywać całej monety. Nasze oczy są niedokładne, ale każdy wie jak działa drukarka atramentowa. Małe kropeczki tworzą dla nas całość. Podobnie może być na monetach – punkciki spatynowane leżą obok niespatynowanych (z lustra) i nasze oczy łączą to w całość. 
4) Nierównomierna patyna – ciemniejsza w zagłębieniach najprawdopodobniej powstaje przez trudności w usunięciu cieczy (pamiętajcie, że mówimy tu o warstwach dla nas niezauważalnych) w małych z małych przestrzeni osłoniętych „ścianami” wystających elementów. Dlaczego piszę o cieczy? Bo reagent w postaci gazowej dotrze wszędzie w miarę równo. Nie przemawia natomiast do mnie teoria, że patyna powstaje w tym miejscu bo nie ma tam „ścierania” patyny. Zeszła komuś patyna od pocierania palcami ? Wątpię. Oczywiście jest możliwe, że została ona częściowo usunięta przez jakieś chemikalia które ktoś kiedyś miał na palcach gdy dotykał monety. 
5) Reakcja odwrotna do patynowania w warunkach domowych jest praktycznie niemożliwa od odwrócenia. Znam dwie możliwości usunięcia patyny:


6) Usuwanie mechaniczne – zło tego świata gdyż poza patyną najczęściej usuwa więcej metalu nie mówiąc już po pozostawieniu rysek różnych wielkości w zależności od zastosowanego środka ściernego. Chyba każdy stwierdzi, że choć moneta będzie się błyszczeć to nie można tutaj zastosować pojęcia lustra menniczego

7) Usuwanie chemiczne. Polega na zastosowania środka który przereaguję ze związkami tworzącymi patynę. Gorzej jeśli reaguje również z metalem. Szczególnie może to dotyczyć związków kwaśnych, które mogą po usunięciu patyny dalej reagować z metalem. Im metal jest bardziej w lewo w szeregu elektrochemicznym tym łatwiej taka reakcja zachodzi. Bardziej perspektywiczne dla mnie są związki kompleksujące jony metali a produkt tej reakcji jest rozpuszczalny w rozpuszczalniku, w którym prowadzimy reakcję (np. woda) Najczęściej nie łączą się one dalej z metalem. I w tym przypadku da się uzyskać coś co dla nas jest praktycznie identyczne z lustrem menniczym, ale nim nie jest. Dlaczego? To co było lustrem menniczym zostało właśnie rozpuszczone w roztworze. 

Żadnych porad praktycznych tutaj nie będzie – każdy kto czyści monety ma swoje sposoby jedni lepsze drudzy gorsze. Chodziło tylko o usystematyzowanie wiedzy czym jest patyna i jakie mogą być konsekwencje eksperymentów. 

sobota, 7 grudnia 2019

Półtoraki w Biuletynie Numizmatycznym

Witam

Dziś znów trochę na luzie ale tematycznie. Ostatni wpis odnośnie siewskich czechów powstał na podstawie artykułu sprzed niemal 50 lat. Uznałem, że przytoczenie faktów opisanych przez pana Anatola Gupienieca na temat tej wyjątkowej monety na pewno nie zaszkodzi. 

Dziś z kolei chciałbym zachęcić do sięgnięcia po nowszą i zapewne łatwiejszą do zdobycia literaturę a mianowicie Biuletyn Numizmatyczny nr 1 (389) 2018, gdzie były dwa artykuły na temat półtoraków:
- pierwszy o tzw. "małych" koronach z rocznika 1625 autorstwa Cezarego Chełchowskiego
Czasami okazuje się, że półtoraki i szelągi mają ze sobą co-nieco wspólnego...

- drugi o półtorakach Jana Kazimierza z lat 1658-59 i 1661-1662 Łukasza Ciury.

Pozwolę sobie umieścić tutaj link do video nagranego przez Marcina z blogu SpodStempla :


poniedziałek, 2 grudnia 2019

Ukraińskie półtoraki cz. II - SIEWSKIE CZECHY

Historia mennictwa zna przypadki monet, które swoją urodą, jakością, popularnością, czy też mieszanką tych cech sprawiały, że były popularniejsze od innych. W poprzedniej części wspomniałem o naśladownictwach półtoraków, które próbowały - jak widać niedostatecznie - wypełnić lukę po zakończonej w 1627 roku produkcji drobnej monety. Jako, że za czasów Władysława IV Wazy nie podjęto bicia półtoraków powoli zaczęto odczuwać brak tej monety a ludność zaczęła ją "chomikować" na czarną godziną.
Kiedy w 1654 roku na mocy ugody perejasławskiej Ukraina została poddana władzy rosyjskiej dopływ drobnej monety z Rzeczpospolitej drastycznie się zmniejszył. Zaczęły pojawiać się za to rosyjskie kopiejki (o lepszej próbie srebra!), które były wymieniane z półtorakami w w stosunku 1:1. Jednak były niechętnie przyjmowane przez ukraińską ludność, ponoć nawet odmawiano przyjmowania kopiejek.
Problem stawał się coraz poważniejszy, więc hetman Iwan Samojłowicz próbował uzyskać pozwolenie u cara na bicie monety. Pierwszy pomysł, że moneta będzie "ogólnorosyjska" upadł lecz w ciągu dwóch lat negocjacji ustalono, że hetman będzie mógł bić monetę, która będzie jednak mogła być puszczana w obieg tylko na terenie Ukrainy. Moneta miała być wybijana w Putywlu, pozwolenie opiewało na wybicie ok. 1600 kilogramów monet ze srebra próby 32 (1cz. srebra + 2 cz. miedzi), czyli podobnie jak w przypadku półtoraków. Oczywiście zamiast tarczy herbowej jaka była stosowana w półtorakach czy naśladownictwach miał znajdować się carski dwugłowy orzeł, tytuł carski,  imię cara oraz jego otczestwo, miejsce bicia i data 1677. Kiedy wszystko było już przygotowane nagle... car zmarł. Bicie monet zaś wstrzymano. Czemu? Powody nie są jasne, ale znając życie jak nie wiadomo o co chodzi to chodzi właśnie o pieniądze. Są niejasne uwagi o nadużyciach administracyjnych. 
Kolejne podejście do bicia monety ukraińskiej pod rosyjskim protektoratem podjęto w latach 1686-1687. Zmieniono miejsce, tym razem był to Siewsk (gubernia orłowska). Monety bito techniką walcową, co było rzadkością:
Siewski czech sprzedany na 68 aukcji WCN, pozycja 916
Awers: I(oannes) A(lexii filius) P(etrus) A(lexii filius) D(ei) G(ratia) C(zari) & M(agni) D(uces) T(otius) M(agne) & P(arve) & A(lbae) R(ussiae) A(ucrotores)
Rewers: MON(eta) NOV(a) FActA SIEV(sk) A(nno) 1686

No i byłoby dobrze, gdyby coś nie poszło źle. 
W edyktach carskich z 25 lipca i 16 października 1687 roku jest wspomniane, że o bicie tych monet zabiegał Iwan Samojłowicz jednak nic nie ma o efekcie tych starań. Następnie mowa jest o tym, że ani ludność miast ani kozacy nowej monety przyjmować nie chcieli. Ponadto sam hetman Samojłowicz nie rozesłał uniwersałów nakazujących przyjmowanie tej monety. Nowe uniwersały kazano wystosować hetmanowi Mazepie, który rozkazał - pod karą śmierci - przyjmować nowe monety na równi z innymi półtorakami krążącymi na terenie Ukrainy. Edykt z października również nakazywał wszystkim przyjmować nową monetę, pod groźbą śmierci.
Sęk w tym, że pomimo tak drakońskich środków ludność, w tym urzędnicy państwowi (którym wypłacano pensje w siewskich czechch) przyjmować ich nie chcieli! Zaświadcza to m.in. wojewoda Siewska, który wspomina o głodzie i "powstaniu" (!?) z uwagi na niechęć do nowej monety. Powodem jakoby miała być niższa niż w polskich półtorakach czy rosyjskich kopiejkach zawartość srebra. 
W końcu zapadła decyzja, żeby na Ukrainie w obiegu pozostały tylko rosyjskie monety i ew. polskie półtoraki. Pieniądz bity w Siewsku przestał funkcjonować na Ukrainie. 
Istnieje prawdopodobieństwo, że finalna uległość Moskwy w sprawie siewskiego czecha była podyktowana obawą o powtórkę z miedzianego buntu z 1662 roku, kiedy to w wyniku wprowadzenie miedzianej monety i ogólnego kryzysu w Rosji doszło do powstania, w wyniku którego życie straciło ok. 1000 osób. 
Wracając do samej monety stanowiła ona swego czasu niezły orzech do zgryzienia dla badaczy. Awers składający się z piętnastu (!) liter mógł niejednego zmylić. Dopiero w 1872 Julius i Albert Erbstein poprawnie zidentyfikowali tę monetę, zaś hrabia Emeryk Hutten-Czapski poprawnie ją opisał kilka lat później:
Известия Императорского Археологического общества. - 1877, Т VIII. 134–137

Nie trzeba chyba wspominać, że moneta jest bardzo rzadka a jej znane egzemplarze osiągają na aukcjach wysokie ceny. Najbardziej znana jest chyba w/w moneta, która pojawiała się na trzech (sic!) aukcjach WCN w 2005, 2010 i 2017.
Oczywiście "rynek numizmatyczny" nie byłby sobą, gdyby nie były dostępne kopie tych monet :
Fałszywy siewski czech falsyfikat kopia

Wpis powstał na podstawie artykułu Anatola Gupienieca "SIEWSKI >CZECH< LUB PÓŁTORAK UKRAIŃSKI", Biuletyn Numizmatyczny 3/1970, 41-44.

poniedziałek, 25 listopada 2019

"Ónikat" czyli 1627 z Półkozicem w okrągłej tarczy POGOŃ NIE MA MIECZA!

Wpis spontaniczny, czyli uwaga "ÓNIKAT"!
Na pewnej aukcji internetowej na pewnym serwisie aukcyjnym swego czasu licytowany był półtorak - (zdjęcia usunąłem bo sprzedający ma o to ból dupy) który normalnie nawet w gradingu z MSem nie był droższy niż 200-300 złotych na aukcjach na Onebid.

Cóż zatem spowodowało, że owa moneta została sprzedana za ponad 500 złotych?

Wydaje mi się, że nagle kupujący na allegro nie wygrali w totka, tylko była to zasługa opisu:
POGOŃ NIE MA MIECZA

Tego typu sprzedających na forum TPZN nazywa się "rekinami biznesu", bo kupujący jeśli nabrał się... hmmm ale czy faktycznie się nabrał? Tu właśnie jest pies pogrzebany bo sprzedający jest czysty jak łza. Tam faktycznie nie ma miecza. Sęk w tym, że ta odmiana PO PROSTU NIE MA MIECZA!
To tak jakby reklamować wodę mineralna, która NIE MA ALKOHOLU albo auto na olej napędowy, które NIE WIDZIAŁO INSTALACJI LPG. 
Żeby nie być gołosłownym, w przeciągu 5-10 minut przejrzałem moje archiwum i zrobiłem to zestawienie 12 monet, gdzie miecza ani widu ani słychu (a proszę mi uwierzyć, monet, których zdjęcia odrzuciłem bo były słabszej jakości było sporo więcej):


Jeśli ktoś tam widzi miecz niech go pokaże. Sprzedający też nie widzi. Właściwie to nie widział go nigdy co niezbyt dobrze o nim świadczy jako o "specjaliście", który wypowiada się na jakiś temat. Zresztą monetka też do obejrzenia na jutubie po wpisaniu frazy "półtorak 1627", można posłuchać głosu profesjonała ;) 
Ale o co w ogóle całe halo? 
Otóż nie zabronię przecież nikomu wywalać 520 złotych na piękną monetę. Bo moneta z aukcji jest naprawdę bardzo ładna. O ile to "lustro" nie jest wynikiem prześwietlenia podczas sesji fotograficznej. Sam też potrafię zrobić fajne zdjęcie, gdzie moneta wygląda jakby miała MS65:

Na żywo wychodzą różne "babole" i okazuje się, że to w najlepszym razie stan II+. No ale stan zachowania monety to jedno. Na onebid podczas aukcji najpopularniejszych domów akcyjnych naoglądałem się jak półtoraki z MS-ami z lat 1620+ szły po 200-300 złotych. Ładne monety zawsze mnie pociągały, te w trumienkach już nie. Jak już jakąś kupiłem (niezmiernie rzadko) to w ruch szły nóż, ew. śrubokręt i/lub młotek.
A ten miecz? 
Jaki miecz? Jak już wspomniałem w tej odmianie miecza nie zanotowałem. Jeśli kiedykolwiek występował to nie zapisałem zdjęcia żadnej monety, która by go posiadała. Czyli mamy tutaj podobny przypadek jak z rokiem "niżej" - 1626. Czyli też Półkozic w okrągłej tarczy ale tam standardem jest awers z legendą SIGI 3 DG. Choćbyśmy się skichali taki jest "standard" i nic na to się nie poradzi:

Sporą rzadkością w 1626 roku jest wersja SIGIS:

Powołując się na pewnego autora katalogów o półtorakach to +/- 0,5% monet tego typu.
Inne rzadsze (ale bez przesady) odmiany to wersje z kropkami po bokach Półkozica:
Reszta to głównie interpunkcja i/lub ozdobniki przy krzyżu, w ostateczności jest też przebitka 1624/7 opisana już wcześniej.
Zresztą te dwa roczniki (Półkozic w okrągłej tarczy), czyli 1626 i 1627 to osobny temat na rozważania... zupełnie różniące się pod kątem herbów, czcionek, jabłek, punc etc. od "zwykłych" półtoraków z tamtych lat (Półkozic w "ozdobnej" tarczy):

Po głowie chodzi, że może to inna mennica. Jaka? Któż to wie? Może Warszawa, może nie...

No ale wracając do tematu. Wyjaśniłem dlaczego uważam taki "chwyt marketingowy" za nieczysty. Wraca kwestia fałszerstw na szkodę kolekcjonerów - aczkolwiek fałszerstwa tu nie ma, ew. jak to lubię mówić mojej żonie, prawda nie całkiem wypowiedziana ;)
- Kochanie a co to się tak świeci w zderzaku Twojego auta?
- To... ekhm... nowy intercooler... hmhemhem.. bo stary był... stary.

W przypadku półtoraków za to jest bardzo dużo takich opcji:
Można stworzyć aukcję pod nazwą "Bydgoszcz 1617 - SIGI 3 DG - brak S na końcu SIGI - błąd/rzadkość!"
Nooo, tylko , czy obecność legendy SIGIS 3 DG to faktycznie standard dla rocznika 1617, żeby domyślnie SIGI uważać za rzadki? No chyba nie. W tym roczniku po prostu SIGI to standard. To właśnie SIGIS w 1617 jest sporą rzadkością podobnie jak w 1626 (z Półkozicem w okrągłej tarczy). 

Mam nadzieję, że nie marudziłem zbytnio tylko tym wpisem uświadomiłem, że nie każda "okazja" jest taka jak ją maluje sprzedający.

Pozdrawiam
Sławek

czwartek, 21 listopada 2019

Ukraińskie półtoraki cz. I - NAŚLADOWNICTWA

Zbierając ten nominał w końcu natkniemy się na 'dziwne' półtoraki, które swoim wyglądem je przypominają ale do końca coś nie pasuje. 
półtoraki naśladownictwa

Są to, posiłkując się definicją zaczerpniętą ze słownika na TPZN:
Naśladownictwa: wybite w niezidentyfikowanych mennicach, posiadają cechy charakterystyczne konkretnej mennicy (koronnej, miejskiej lub litewskiej), obniżoną wagę, wykonane starannie i bez większych błędów literowych i stylistycznych.
Czyli generalnie monety podobne do półtoraków pod kątem ogólnego wyglądu, legendy, wagi, nawet próby srebra. Czyli nie były to stricte fałszerstwa skoro zawartość srebra w monetach była zbliżona. No ale czymś w końcu się różniły od koronnych półtoraków? Owszem ale o tym za chwilę. Najpierw należałoby się zastanowić po co ktoś miałby wprowadzać w obieg takie naśladownictwa? Otóż aby sprawować władzę należy mieć pieniądze. Pieniądze takie, które będzie można "puścić" w obieg bez protestów ze strony społeczeństwa, etc. W tamtych czasach na terenie Ukrainy właśnie m.in. półtoraki były chętnie używane do rozliczeń przez tamtejszą ludność. Po roku 1627, kiedy napływ brzęczącej drobnicy ustał pojawił się problem czym ją zastąpić. Na pomysł bicia własnej monety - stylistycznie podobnej do sprawdzonego już i popularnego nominału wpadli hetmani: Bohdan Chmielnicki i Piotr Doroszenko. Ten pierwszy ponoć miał warsztat menniczy w Czechryniu, zaś Doroszenka uruchomił w Łysiance na Kijowszczyźnie produkcję szelągów, półtoraków i szóstaków pod kierownictwem Janka Grankowskiego - byłego pracownika mennicy lwowskiej. W swoim katalogu Nieczytajło podaje dwa okresy ich bicia przypadające na działalność Chmielnickiego i Doroszenki: 1648-1657 oraz 1666-1676. Powołując się na źródła należałoby wspomnieć też o carskim urzędniku - Grigoriju Kunakowie, który pisząc o wojnie polsko-kozackiej w 1649 roku wspomniał o mennicy założonej przez Chmielnickiego oraz o monetach tam bitych: "a na tych nowych pieniądzach z jednej strony miecz, a na drugiej stronie Bogdana imię". Świadczyłoby to, że hetman na początku (?) bił monety zupełnie nieprzypominające klasycznych półtoraków zaś później (?) ich graficzna forma uległa zmianie. Nigdy nie widziałem takich monet więc: a) mogły zostać wycofane, jeśli nie spełniały swojej roli - ludność jej nie chciała przyjmować i zaczęła się produkcja znanych nam naśladownictw, b) mogły być "pokazówką dla VIPów" wybitą w niewielkiej ilości, c) Kunakow mógł zostać wprowadzony w błąd i/lub po prostu konfabulować.
Oficjalnie wiemy tylko o dwóch "źródłach" naśladownictw ale można się spodziewać, że inni magnaci również wypuszczali swoje monety podobne stylistycznie do półtoraków, może o słabszej próbie zgarniając do kieszeni różnicę? Nie wiemy tego i raczej ciężko będzie cokolwiek jednoznacznie ustalić.

Wracając do istotnych kwestii: jak one wyglądają/jak je odróżnić od monet koronnych? No niestety tutaj trzeba się "otrzaskać", żeby móc je rozpoznać. Nawet osoby (i nie mówię tu o sobie) ze sporym stażem numizmatycznym nie zawsze są w stanie na pierwszy rzut oka je odróżnić. Znane są przypadki, że naśladownictwo "wylądowało" w katalogu np. Kamińskiego:

Pomijając absurdalną ocenę rzadkości na 'R' widać, że stylistycznie (moneta według Nieczytajły przypisana do "mennictwa" Doroszenki) odbiega od "normalnych" półtoraków z roku 1622:

Jeśli chodzi o naśladownictwa narazie najlepszym źródłem wiedzy o nich jest katalog Nieczytajły. Niestety jednak ich podział, skala rzadkości (co prawdo o niebo bardziej prawdopodobna od w/w przykładu), przypisanie monet i aktualność nie jest powalająca. Liczę też, że Nieczytajło i Zamiechowski pokuszą się o aktualizację - w końcu niemal 4 lata minęły od wydania ich katalogu.
Wracając do tematu, najczęściej występującym naśladownictwem jest odmiana z 1625 roku:

Na pierwszy rzut oka widać, że jabłko królewskie jest inne. O ile sam krzyż jest względnie "prawidłowy" dla roku 1625 to już jabłko nie - konkretnie przerywane linie wypełniające jabłko od godziny 8 do 4 oraz występujące w beleczce poziomej i pionowej. Herb Sas zamiast strzały z gwiazdkami przypomina krzyżyk "wetknięty" w kulę z dwoma rozetami po bokach. Na awersie chyba najbardziej w oczy rzucają się wychudzone orły. Korona też nawiązuje do rocznika 1625 ale delikatne różnice są. Jak w całej monecie zresztą. No ale przecież o to chodziło - o podobieństwo do nominału i trzeba powiedzieć, że się udało. Prosty lud nie bawił się w analizę awers/rewers, określanie typu jabłka królewskiego czy czcionki tylko chciał mieć znaną już monetę z kruszcu. 
Tutaj wyszło to chyba najlepiej:


Po prawej, zwyczajny koronny półtorak bydgoski z roku 1617.
Po lewej naśladownictwo zaklasyfikowane przez Nieczytajłę pod numerem 1049:

Porównując obie monety nie widać zbyt wielu różnic: Sas w kole prawidłowy, jabłko z krzyżem generalnie też, czcionka nie odstaje zbytnio od standardów. Delikatne różnice na awersie w postaci większej korony, orłów...

Poniżej zdjęcia kilku (najprawdopodobniej) naśladownictw:


Na sam koniec wpisu zagadka (temat dopiero rozpocząłem, ciężko uznać go za omówiony do końca skoro co rusz udaje się odnotować kolejne naśladownictwa). W 1628 roku nie bito już półtoraków. Oczywiście katalogi wspominają, że po tym roku bito (nieoficjalnie) półtoraki z datą 1628 a nawet 1629. Czy aby na pewno? Czy to co widzieli Gumowski, Kamiński i Kopicki to były... naśladownictwa?
Na najbliższej aukcji u Niemczyka wystawiono to:
Półtorak 1628 Bydgoszcz naśladownictwo

A teraz proszę porównać to sobie z pozycją 1102 na stronie 175 w katalogu Nieczytajły :)


czwartek, 14 listopada 2019

Najdroższy koronny półtorak Zygmunta III Wazy

Chwytliwy temat wymyśliłem? No ale czemu nie skoro to prawda. Zaczynajmy.
Półtoraki koronne, czyli te pochodzące z mennicy bydgoskiej i domyślnie krakowskiej (bo brak  twardych dowodów potwierdzających i wykluczających ich pochodzenie) jak wiadomo są głównie bardzo popularne. Te drugie na pewno mniej, bo tzw. "haki" w katalogu Monety Zygmunta III Wazy pana Kopickiego mają minimum R jeśli chodzi o stopień rzadkości. No ale wiadomo, że są też rzadkie odmiany takie jak błąd bicia daty 1611, rzekoma odmiana z Półkozicem z 1624 roku - co już opisałem w półtorakowych błędach. Półtoraki z orłami też nie należą do popularnych... no jak się zastanowić to tych rzadkich monet jest jednak sporo. Oczywiście trzymamy się nadal monet koronnych, Wilno i Rygę narazie zostawmy. 
W listopadzie 2017 r. na 69 aukcji WCN pojawił się ten półtoraczek, który zmiażdżył cenowo wszystkie inne:
najdroższy półtorak koronny 1616 SIGIS III Bydgoszcz

Cena wylicytowana to 5500 złotych. Plus młotkowe oczywiście, czyli ponad 6 tysięcy! Za półtoraka. To talary już nieraz można kupić taniej... Jedyne półtoraki Zygmunta III Wazy, które mogą pochwalić się wyższą ceną to monetki wileńskie bite w 1620 roku. A i to nie wszystkie... 
Co w nim jest takiego niezwykłego? 
Po pierwsze stan II-. Jak na monetkę z tego rocznika nie jest to przesadnie za dużo, sporo jest menniczych ale i tak wygląda bardzo ładnie. 
Zaczynając od "nudniejszej" części - rewersu:

MOИE ИO [AWDANIEC] REG POL 

Mamy odwrócone litery N - czyli trochę rzadszy błąd niż dla odmian z Sasem w heskagonie. Praktycznie "leżąca" 6 w dacie też nie robi wrażenia, bo te odmiany zostały pominięte przez Kopickiego w jego katalogu jak rocznik z 1625, gdzie pochylone piątki od tych leżących nieraz trzeba odróżniać kątomierzem.
Przechodząc do meritum, czyli awersu.
Brak L po PMD nie jest niczym szczególnym - jeszcze. 
Najbardziej rzuca się chyba w oczy trójka - ta po SIGIS jest zapisana w stylu rzymskim! 

SIGIS III D G REX PMD

Jak do tej pory ewenement! Od roku 1614 trójka po imieniu władcy zawsze była zapisywana w postaci 3 a nie III. No ale żeby być rzetelnym należy wspomnieć o roku 1618, gdzie taki styl też funkcjonował. 
Dalej widzimy - a właściwie nie widzimy - kolejnej trójki. Nominału. 3 półgrosze, które zawsze (pomijając tzw. orły Z4, gdzie jest on zapisany tak samo jak w jabłku - 1/24 część talara) znajdowały się pod 5-polową tarczą herbową lub orłami w 1614r. Po prostu jej tu nie ma i z uwagi na ładnie rozplanowany napis dookoła tarczy widać, że nie miało jej być, nie jest to żadne niedobicie etc. Błąd mincerza czy celowe działanie? 
Idąc dalej - Snopek, herb Wazów w tarczy o kształcie 4-listnej rozety. Tutaj jest to też rzecz bezprecedensowa. Ani wcześniej ani później taki typ tarczy dla Snopka się nie pojawił. Poniżej po lewej omawiany przypadek a po prawej standardowa wersja wsypująca od lat 1614 do 1627:
herb Snopek w  tarczy w kształcie "rozety" półtorak 1616 SIGIS III

Jak z rzadkością? No niestety wbrew temu co Kopicki (pozycja 354) napisał nie jest to R8. Jeśli już to R7 jak zaznaczyli to m.in. hrabia Hutten Czapski, Nieczytajło czy Kamiński. 
Sam widziałem zdjęcia 5 egzemplarzy - wszystkie z takiego samego stempla awersu ale - uwaga! - jena moneta miała inny stempel rewersu. 
Z "kronikarskiego" obowiązku wspomnieć muszę, że później - w sumie w bardzo niewielkim odstępstwie czasu druga taka moneta pojawiła się na aukcji "kopertkowej" GNDM, gdzie, oczywiście przy 4-cyfrowej kwocie, nawet nie zbliżyła się do rekordu cenowego z WCN. Na tym m.in. polega i piękno i "przekleństwo" numizmatyki. Widząc ekstremalnie rzadki okaz w pięknym stanie zachowania często popuszczają nerwy bo kto wie czy jeszcze kiedyś uda nam się kupić taką monetę? 

Pozdrawiam

piątek, 8 listopada 2019

Fałszerstwa z epoki

Dzisiaj coś lekkiego i przyjemnego. Myślę, że przed długim weekendem można poruszyć kwestię fałszerstw ale tych z epoki. 
Zaraz zaraz, przyjemny na pewno ale czy prosty? No niekoniecznie. O ile wszystkie poniższe fałszerstwa można wrzucić do jednego worka jako te "na szkodę emitenta" to już nie do końca jest wiadomo kto fałszował.
Jak to kto fałszował? Fałszerze! Czyli złodzieje! 
Die Falschmünzer. Joseph von Litschauer.

O tym kto tak dokładnie fałszował jeszcze powiemy Narazie zastanówmy się, gdybyśmy parę wieków temu byli takimi "rekinami biznesu" i chcieli otworzyć spółkę "Madej & Gniewomir: fałszerstwa, wymuszenia i porwania " jakiej metody użylibyśmy do fałszowania monety kursującej na danym terenie?
Sposób I
Polegał on na jednostronnym odwzorowaniu wzorcowej monety na cienkiej blaszce. Rewers jak i awers były wykonywane osobno, zaś później je łączono. Przestrzeń pomiędzy nimi wypełniano miękkim stopem metali a na koniec zalutowywano całość. Po dokładnym obejrzeniu widać było "luty" zaś moneta była głucha.
Sposób II
Bicie z ówcześnie przygotowanych stempli. Te jak to się mówi były zazwyczaj "cięte z ręki" czyli niemal cała legenda była wykonywana ręcznie bez użycia punc. Oczywiście wszystko zależało tu od zdolności fałszerza, ale z reguły po dokładnym porównaniu było widać różnice w stosunku do oryginału. Bito oczywiście na blaszkach z metali nieszlachetnych lub zawierających o wiele mniej kruszcu niż te pochodzące z mennicy
Sposób III
Wykonywano odlewy oryginalnych monet, które w teorii powinny być niezwykle podobne do oryginalnych - w końcu te miały za pierwowzór. Jednak niedoskonałości metody, zwłaszcza przy małych nominałach sprawiały, że były stosunkowo łatwe do wyłapania. 

Produkty tak powstałe mogły być np. srebrzone, żeby pod cieniutką warstwą szlachetnego kruszcu ukryć nieszlachetną proweniencję. 
Sposób IV
"Skrawanie" monet, czyli usuwanie części metalu z rantu, tak aby zachować część srebra (lub złota) a uszczuplony o kruszec pieniądz puścić dalej w obieg po nominalnej wartości. 

Oczywiście jeśli taki "Madej & Gniewomir" tylko wiedzieli jak dany pieniądz wygląda, zaś poznanie treści dziwnych znaków przekraczała ich zdolności wówczas wytwarzali cudaki, które wyglądają niczym półtoraki ze świata Cthulhu ale zachowują przynajmniej styl i jakieś tam literki przebijają się przez chaos: 
Fałszerstwa półtoraków

Wbrew pozorom fałszerstw całkiem poprawnych stylistycznie jest o wiele więcej niż takich kulfoniastych cudaków powstałych na ciężkim kacu. Najprawdopodobniej z tej przyczyny, że te drugie łatwiej "wtapiały" się w obieg i kursowały, kursowały... Zakładając, że przynajmniej Madej chodził do szkółki świątynnej mogli oni klepać blaszki, które nie dość, że wyglądem to jeszcze legendą przypominały właściwy nominał. Tego typu fałszerstwa stanowią wdzięczną grupę do uzupełnienie kolekcji, jeśli ktoś lubuje się w tego typu ciekawostkach. A jest tego sporo, począwszy od roczników, w których nie wybijano jeszcze w Rzeczypospolitej półtoraków, poprzez rzadkie półtoraki z orłem, czy popularniejsze ale nadal rzadsze w stosunku do bydgoskich półtoraki z hakami: 
Fałszerstwa półtoraków

Oczywiście fałszowane były też zarówno półtoraki z datą typu 1613 ale też wspomniane w Fałszerstwach na szkodę kolekcjonerów półtoraki z datą np. 1628, które raczej nie mają nic wspólnego z emisją z mennic. 

Według dawnej literatury pracownicy mennic również mogli fałszować monety. Tutaj już kończy się zasięg Madeja i Gniewomira, ponieważ taki zarządca mennicy, który bił na lewo monetę i wprowadzał ją do obiegu mógł zgarnąć naprawdę dużo pieniędzy. Jak wiadomo ryba najszybciej psuje się od głowy więc... właściwie można to opisać jako: 

Sposób V
Czyli "na urzędnika". Cóż może być lepszego od puszczania w obieg fałszywej monety bezpośrednio z mennicy? W przypadku np. trojaków to tzw. trojaki anomalne, czyli monety najczęściej wybite przez oficjalne mennice (profesjonalne warsztaty), ale nie trzymające wagi oraz stopu oficjalnej ordynacji. Brak charakterystycznych znaków menniczych mogących przypisać je do konkretnej mennicy. Najczęściej imitujące mennice koronne. W przypadku półtoraków właściwie brak dowodów na tego typu proceder. Być może część z monet, które aktualnie przypisywane są jako naśladownictwa/imitacje czy fałszywki są właśnie tego typu produktami. M.in. Kopicki wspominał, że półtoraki z datami 1628, 1629 to produkty bicia drobnej monety po wprowadzonym zakazie lecz te znane mają ewidentny charakter fałszerstw z epoki - tj. kulfoniastych i niepodobnych do niczego co mogło wyjść spod stempla pracownika mennicy (nawet bijącego na lewo). Zidentyfikować takiego półtoraka można by np. poprzez analizę jego składu, który w teorii powinien być niższy niż przewidywałaby ordynacja mennicza. Łatwo powiedzieć, trudniej wykonać.

Znamy za to historię z Cieszyna, gdzie ponoć krakowskie grosze były przekuwane na półtoraki. Przykład cieszyńskiego półtoraka, na którym pod popiersiem Adama Wacława widać pierwotny stempel starszej legendy „SIGIII... DGREXPOLM.D.L", a więc oznaczenie grosza polskiego, zachował się np. w gabinecie numizmatycznym w Wiedniu. 

Ostatnie słowo powinno być o spadku ilości srebra w półtoraku. W końcu to władca zlecił takie działanie, żeby z początkowej próby 0,469 i wagi 1,57g doszło do 0,367 i wagi ok. 1,18g. Z tym, że to było spowodowane szalejącą inflacją, efektem wojen, m.in. wojny XXX-letniej, zalewaniem Rzeczypospolitej gorszą, drobną monetą zagraniczną i masowym wywozem lepszej - polskiej. Oczywiście wszystko odbijało się na ludności, która miała pretensje do władzy. Jednak jest to temat na zupełnie osobne opracowanie.

Narazie tyle. Kwestię imitacji półtorakowych niedługo rozwinę. 

niedziela, 3 listopada 2019

Do trzech razy sztuka czyli półtorakowe błędy vol III

Trzecia część odnośnie błędów popełnianych w tym pospolitym nominale nadeszła!

No to lecimy...

Zacznijmy może od MISTRZOWSKICH BŁĘDÓW.

Od czego?

Wspominałem, że mistrzowie pracujący nad stemplami rzadziej się mylą. To fakt, gdyż raczej nie uświadczymy błędów w jabłkach – a raczej stanowią one wdzięczny temat do uzupełnienia kolekcji o wszystkie ich odmiany. W I części napisałem, że:
Koźmin w swojej książce wspomniał, że najważniejsze elementy, czyli popiersie panującego (w tym przypadku zapewne jabłko panowania), korony, herby państwowe nanosił na stempel mistrz, zaś mniej ważne elementy – legenda otokowa, cyfry, znaki interpunkcyjne, obwódki etc., jego uczniowie.
Tak więc najważniejsze składowe jak np. herb władczy powinien być naniesiony właśnie przez mistrza. No właśnie, gdzie ten herb?
Półtorak 1615 bez  Snopka - herbu Wazów

W miejscu kropki powinien być herb władcy. Sama kropka to ślad po użyciu cyrkla do skomponowania rysunku stempli. Co ciekawe nie jest to błąd występujący tylko w półtorakach. Odnotowany jest również w ortach, które pan Kopicki w katalogu z 2007 roku odnotował pod numerem 940 i stopniem rzadkości R8. Półtoraków z tym błędem już nie odnotował (co generalnie nie dziwi patrząc na bardzo ogólny styl ich katalogowania), za to choćby Nieczytajło nadał jej nr 95 - R6. Z tym, że jak sam przyznał "pożyczając" zdjęcia z katalogów Adama lub Cezarego nadawał monetom zazwyczaj R6. Czemu nie R7, R8 albo R* skoro nie znalazł tych odmian u siebie?

Inny błąd mistrza (przyjmując, że A. Kuźmin miał rację) to poniższa moneta, która posiada 2 herby Awdaniec:
Kraków półtorak 1614 z dwoma herbami Wadwicz

Obie są bardzo rzadkie ale tylko powyższa została skatalogowana przez Kopickiego pod numerem 337 i ze stopniem rzadkości R7. 
W teorii, tzn. katalogach mamy jeszcze np. 1619 bez herbu podskarbiego (Kopicki 367 – R8):
Półtorak 1619 bez herbu Sas
Ale tutaj byłbym ostrożny. Nie twierdzę, że takowa moneta nie istnieje ale z uwagi na potencjalną rzadkość nie została zanotowana w handlu (za czasów wszechobecnego internetu), nie mamy jej zdjęcia a tym samym jest możliwe, że jest to efekt np. niedobicia. Może ale nie musi. 

Należy też wspomnieć o BŁĘDACH W LEGENDZIE:

Literki mogą się mienić w oczach, co widać na poniższych przykładach (czyżby smogk wawelski był taki straszny, że mincerze dukali nawet tworząc stemple?). MONO NO, MONE NE, SIGI 3 DD lub GG…
błędy półtoraki krakowskie (z hakami) MONO NO, MONE NE, GG, DD
Czy choćby REG POV:
1614 Kraków - haki - REG POV - błąd

Z tym, że tutaj należałoby się zastanowić, czy to jest rzeczywiście błąd czy umyślne użycie litery V jako najbardziej przypominającej L. 
Choć w Bydgoszczy nie było lepiej…
Półtorak 1616 Bydgoszcz - błąd REP GOL

Czeski błąd REP GOL zamiast REG POL.
Albo PEG POL:
Półtorak 1614 Bydgoszcz - błąd PEG POL

Za to tutaj mamy coś ciekawego:

Półtorak 1618 Bydgoszcz - błąd REG PMDL
SIGI 3 DG [3] REG PMDL – REG to skrót od REGNI co w tym przypadku oznaczałoby „Zygmunt 3 Waza z Bożej Łaski, KRÓLESTWA Polski i Wielki Książe Litewski” a powinno być oczywiście REX PMDL „KRÓL Polski i Wielki Książe Litewski”.

NOMINAŁ czyli ile i czemu tak drogo?

Jak wiadomo teoretycznie półtorak stanowił 1/24 części talara co już w momencie jego emisji w 1614 było bujdą bo wtedy 1 talar kosztował ok. 34 półtoraki (50 groszy za Kałkowskim "tysiąc lat monety polskiej) a w 1626 - 80 groszy czyli ok. 54 półtoraków. No ale oficjalnie przez całą emisję do 1627 mamy taki a nie inny nominał. Na awersie 3 (półgrosze), na rewersie 24 (lub też Z4) czyli 1/24 talara. Z tym, że i tutaj zdarzały się błędy jak się Z w jabłku obróciła:
Półtorak 1616 Bydgoszcz - błąd - odwrócone Z w jabłku Z4 24


Lub brakło jednej cyfry (pytanie czy nie jest to zapchany stempel/niedobicie)?:
Półtorak 1623 Bydgoszcz - błąd - brak 2 w jabłku

Jest też wersja z "wirującym" Z:
Półtorak 1617 Bydgoszcz - "podwójne" Z w jabłku

I na koniec zmiana wartości monety czyli 1/42 talara w 1626 roku:
Półtorak 1626 Bydgoszcz - błędny nominał 42 zamiast 24


Jest coś takiego jak INTERPUNKCJA:

Owszem coś takiego istnieje. I choć młode pokolenie zapomina o jej istnieniu nie sposób odmówić jej znacznej roli:
Moja stara piła leży teraz w piwnicy.
Moja stara piła, leży teraz w piwnicy.
Prawda, że sens zdania jest inny dzięki tylko jednemu znakowi? Podobnie ma się z interpunkcją na monetach. Czasami jej nie ma a litery są po prostu od siebie trochę oddalone ale w większości przypadków jest. Czasem zdarza się, że użyta zostaje nieprawidłowo:
SIGI.S

MON.E
P*OLO

Na koniec bicie BRAKTEATOWE 

Osobnym rodzajem błędów są bicia jednostronne. O ile jednostronny awers to dosyć „popularna” odmiana to jednostronny rewers w przypadku 1616 to już niezwykle rzadki przypadek. 
Półtoraki - jednostronne bicie

A kiedy błąd staje się "normalnością"? Czy też kłamstwo powtórzone tysiąc razy staje się prawdą? '
Znamy przypadek, gdy odmiana z błędem stała się popularniejsza niż prawidłowo wybite monety. To półtorak z 1616 r bity w Bydgoszczy z Sasem w heksgonie. Tam odwrotne litery „N” występują na tyle często, że łatwiej trafić na egzemplarz „błędny” nie niż kupić monetę z prawidłowymi e”N”kami.
Półtorak 1616 - Bydgoszcz - odwrotne N

Oczywiście to nie wszystkie przykłady półtoraków z błędami. Jest ich o wiele więcej a katalogi co rusz wzbogacają się o nowe przypadki. Pojawiają się jednak na aukcjach niezmiernie rzadko osiągając wysokie ceny. Zgodnie z prawem Murphy'ego prawdopodobieństwo pojawienia się ich w handlu rośnie proporcjonalnie do tego jak bardzo spłukaliśmy się wcześniej kupując wcześniej jakąś inną monetę :D
Postanowiłem nie wymieniać tu kilku "ewidentnych" błędów bo będzie to materiał na kolejne wpisy a ten już jest i tak "przydługi".

Pozdrawiam

Komety...

Idzie luty, podkuj... no nic się nie rymuje z portfelem, kontem, kasą, mamoną, wypłatą...  Może coś takiego: w lutym są często niezłe aukcje...