Pierwszy, bydgoski z 1623 roku:
J. Dutkowski "Złoto czasów dynastii Wazów" |
Waga (wg notowań aukcyjnych) 3,45 grama, średnica 19,5 mm.
Złotko z datą 1623 znajduje się w prywatnej kolekcji w USA. Tutaj są sprzeczne informacje, bo ś.p. Dutkowski w "Złocie czasów dynastii Wazów" wspomina o 2 egzemplarzach, zaś w artykule w Przeglądzie Numizmatycznym, że na wszystkich aukcjach wystawiony był ten sam egzemplarz. Oczywiście nie wyklucza to faktu, że jedna sztuka krążyła po aukcjach a druga grzała miejsce w prywatnym zbiorze ale 100% pewności nie ma.
Drugi z mennicy w Elblągu z 1635 roku:
J. Dutkowski "Złoto czasów dynastii Wazów" |
Złotko z datą 1635 jest w gabinecie numizmatycznym w Helsinkach - unikat z kolekcji Hermana Frithiofa Antella.
Jednak... złote półtoraki? Tak naprawdę?
No bo moment, jak to? Pierwsze co ciśnie się na usta to: PO CO?
Po co wybijać jakaś drobną, obiegową monetę w złocie?
Powody 'ZA' można policzyć na palcach jednej ręki niezbyt rozgarniętego pracownika tartaku.
- otwarcie nowej mennicy/wybijanie nowego nominału tamże i "wybicie" pierwszych monet w złocie w celu zaprezentowania ich podskarbiemu/królowi
- emisja kolekcjonerska/rocznicowa/upamiętniająca jakieś zwycięstwo/wydarzenie etc.
Pierwszy punkt możemy sobie od razu odrzucić. Rok 1623 w Bydgoszczy to już masówka, ilość półtoraków z tą datą to praktycznie szczyt produkcji tego nominału. Nie jest to żadna emisja "próbna", którą miałby zatwierdzić wysoki rangą urzędnik więc ta opcja odpada. Zaś moneta z 1635 to końcówka produkcji Szwedów w okupowanym Elblągu, bo po podpisaniu pokoju w Sztumskiej Wsi 12 września 1935 r. opuścili oni miasto.
To niejako wiąże się z drugim punktem, gdyż może paść pomysł: "mogli przecież wybić monetę na zakończenie okupacji?". Raczej wątpliwe, a dlaczego - o tym będzie przy omówieniu w/w monety.
Ok, bierzemy je na warsztat. Najpierw leci rocznik 1623 (dla wyjaśnienia - złoty półtorak nosi cechy nie jednego rocznika srebrnych protoplastów lecz kilku, stąd to zestawienie):
- w 1623 roku nominał był zapisywany w postaci 24 a nie Z4 jak to jest w przypadku 'złotka'
- w 1623 roku Sas był w ozdobnej tarczy ale nie tego typu. Tutaj aż ciśnie się określenie Sas w 'kartuszu' a jedyny rocznik z "bardziej" ozdobną tarczą graficznie przypominającą tą ze 'złotka' to 1620 (rzadka odmiana z taką tarczą)
- jabłko stylistycznie przypomina to z 1619 roku, w 1623 takiego po prostu nie ma
- obwódka w postaci sznura/kropek wpisanego w podwójną linię ciągłą na awersie i rewersie - znane są oczywiście półtoraki z przerywaną linią na awersie i/lub rewersie ale to są wcześniejsze lata (swoją drogą szykuję spory wpis na ten temat z małą [?] sensacją ale niestety zmuszony jestem czekać na materiały więc...)
- interpunkcja na awersie 'złotka' to krzyżyki i kropki/gwiazdki zaś w roczniku 1623 na awersie w przeważającej większości interpunkcji po prostu brak a jeśli się pojawia to są to zwykłe, okrągłe kropki
- interpunkcja na rewersie w postaci 6-listnych "rozetek z dziurką (?)" również nie znajduje swojego odpowiednika w tym roczniku - są zwyczajne 6-ramienne gwiazdki, za to ozdobniki po bokach krzyża w postaci 4-listnych "kwiatków/rozetek" już w tym roczniku są obecne.
- korona wraz z tarczą herbową stylistycznie podobna do rocznika 1623
- styl czcionki również podobny (na tyle na ile można dokonać porównania dysponując zdjęciem zdjęcia...)
- ostatnia sprawa - wygląd rantu: wygląda on jakby był wycinany. Wszystkie półtoraki bydgoskie charakteryzują się równą krawędzią, w 'złotku' jest ona nieregularna. Nieregularny kształt rantu - jakby były wycinane ręcznie a nie np. dursznitem jest też cechą charakterystyczną dla półtoraków z hakami (domyślnie krakowskie), lecz w tym przypadku nie podejrzewam tego złotka o taki rodowód. Po prostu krążek mógł być wycinany ręcznie...
Na drugi rzut bierzemy Elbląg:
- pierwsze co rzuca się w oczy to inicjały M-P oczywiście Marsiliusa Philipsena - takowych nie znajdziemy w półtorakach z tego okresu
- ponadto na awersie mamy bardzo dokładnie (żeby nie powiedzieć za dokładnie) odwzorowane herby Szwecji - korony i Gotlandii - Lew na pasach. I właśnie tu leży Lew pogrzebany. Bo pasy za nim są ukierunkowane odwrotnie niż w półtoraku z roku... 1630 (później już ich nie było):
- oczywiście poza tym na awersie mamy delikatne różnice stylistyczne pozostałych elementów
- końcówka legendy niespotykana w żadnych innych rocznikach półtoraków z Elbląga: SVEC
- rewers generalnie "trzyma" styl półtoraków z tego rocznika aczkolwiek widać drobne szczegóły, w stylu krój liter etc.
- moneta była wybita stemplem i widać, ze rant jest regularny, stąd podejrzenie, ze został wycięty przy użyciu jakiegoś narzędzia (nie ręcznie jak w przypadku 1623) lub ewentualnie obrobiony później. Nie stwierdzimy tego niestety bez oględzin monety.
Podsumujmy
Złoty półtorak wybity - rzekomo - w Bydgoszczy wydaje mi się być monetą stworzoną specjalnie na "potrzeby" rynku kolekcjonerskiego. Chęć posiadania "ónikatu" jest silna a zbieranie monet jest to stare hobby. W XIX wieku istniał proceder produkcji fałszywych monet dla zbieraczy ale również tworzenia nowych, całkiem fantazyjnych "monet. Skoro Majnert stworzył nigdy nieistniejącego talara Zygmunta Starego z 1529 roku to co byłby za problem zrobić złotą odbitkę półtoraka? Trio Hausmann-Fajn-Igel, Sznejder, Aronsohn czy Broda też nie zasypywali gruszek w popiele. Wydaje mi się, że może to być tego typu fałszerstwo na szkodę kolekcjonerów. Wybicie w epoce złotego półtoraka z punktu ekonomicznego, ze "starą" legendą z oznaczeniami nominału, etc. jest zupełnie pozbawione sensu. Zresztą nie było nawet opcji, żeby mincerz ot tak wziął sobie złoty krążek i wybił dla hecy złota odbitkę (tak jak było to robione kilka lat temu). Prawo bicia złotych monet i wprowadzanie ich do obiegu to uprawnienie królewskie złamanie którego oczywiście traktowane było jak przestępstwo.
Najprawdopodobniej kilkaset lat później jakiś "artysta" postanowił stworzyć taką odmianę ze złota i upłynnić na rynku kolekcjonerskim, bądź też jakiś kolekcjoner zamówił taką monetę chcąc zaszpanować przed innymi znajomymi.
O ile w przypadku półtoraka z 1623 roku mamy do czynienia raczej na 99,9% z monetą stworzoną specjalnie na "potrzeby" rynku kolekcjonerskiego to w przypadku Elbląga można mieć pewne wątpliwości, o których należy wspomnieć. Istnieje teoria, wedle której mogła to być przymiarka do bicia guldena, wagowo odpowiadającego złotej marce a nie dukatowi. Oczywiście jest też możliwe, że jest to odbitka z "podrasowanego" oryginalnego stempla, który został zabrany z Elbląga. Nie wiadomo co na przestrzeni historii stało się ze stemplami, gdzie były później używane...? Ale to tylko gdybanie.
Mimo wszystko również tutaj byłbym skłonny do przyznania elbląskiemu półtorakowi łatki falsa stworzonego dla/przez kolekcjonerów w celu urozmaicenia zbioru.
W obu przypadkach logicznym posunięciem byłaby analiza składu pierwiastkowego co mogłoby (ale nie musiało, jeśli za materiał posłużyły jakieś krążki z epoki) co nieco wyjaśnić ich pochodzenie.
Oczywiście to tylko domysły. Jeśli macie jakieś zdanie na ten temat napiszcie. A może coś jeszcze czai się w niezbadanych zakamarkach historii? Klipa półtoraka? :)
Teza odważna, jednak brakuje mi tutaj analizy samych punc obok analizy stylistyki monety, którą Pan robił. Dlaczego to istotne? Ponieważ według mojej najlepszej wiedzy "złoty warsztat" to na ogół inna linia produkcyjna mennicy. Przy Janie Kazimierzu analiza złotych monet w kontekście mennictwa srebrnego napsuła mi wiele krwi i uzyskiwałem sprzeczny obraz sytuacji. Okazało się np. że rytownik z "złotego" warsztatu udzielał się incydentalnie w "srebrnym" np. pożyczając punce.
OdpowiedzUsuńOczywiście, że przy bardzo dobrej jakości zdjęciach złotych monet - według mnie te mogą być niewystarczające - można by się pobawić w analizę wszystkich elementów w monecie. Tylko ktoś albo musiałby się zajmować tym zagadnieniem przez dłuższy czas (ilość elementów na awersie i rewersie to bez mała 60 sztuk - pomnożyć przez ilość lat działania mennicy + może też inne + inne drobne nominały (wiadomo, że np. szelągi i półtoraki mają wspólne/bliźniacze punce), etc... robi nam się z tego praca doktorska. A w zasadzie opcje są dwie. Albo zostały wybite w epoce bo sens miałyby jako monety "reprezentacyjne" dla jakiegoś VIPa a w to bardzo wątpię bo jeszcze mniej przekonywałby mnie fakt, że zostały wybite przypadkiem (wspominał Pan o rozdzieleniu złota od srebra), ale jak i co? Sensu żadnego... chyba, że dla przegranego zakładu :) Druga - bardziej prawdopodobna opcja, że to dzieło zdolnego fałszerza, na pewno zdolniachy, skoro tak "fajnie" odtworzył styl tworząc magiczne półtoraki w złocie. W obu przypadkach na pewno stanowią ciekawostkę numizmatyczną.
OdpowiedzUsuńPraca doktorska wcale nie ma/nie musi być nadmiernie szczegółowa. Wprost przeciwnie, nauką jest szukanie uogólnień na podstawie ciągle niewystarczających doświadczalnych wyników i przy skończonych zasobach (czas, pieniądze, etc). Moja główna myśl była taka: a) należy tą analizę poprowadzić też inaczej tzn. np. porównać punce (nie 60, wystarczy kilka). Analizę z a) należy wykonać dla innych typów monet z tej mennicy i okresu, nie tylko dla półtoraków. Dopiero taka niezgodność punc mocno potwierdzi (w mojej opinii), że te monety to falsy i wskaże jednocześnie możliwą metodę tzn. bicie stemplem ciętym "od ręki". Proszę to potraktować jako sugestię dalszych prac/badań do której nie musi się Pan stosować, ale fajnie by było wiedzieć co z tymi złotymi półtorakami. Jeszcze jedno, inne argumenty np. dotyczące genezy powstania/celowości to raczej pewne sugestie. Istnieje kilka przypadków monet wybitych w złocie co do których geneza jest niejasna, ale ich oryginalność nie budzi wątpliwości.
OdpowiedzUsuń