poniedziałek, 21 października 2019

Fałszerstwa na szkodę kolekcjonerów

Postanowiłem poruszyć wątek, który długo był osobom zbierającym półtoraki obcy. A mianowicie fałszerstwa na szkodę kolekcjonerów. Mój stary tekst odnośnie wszelkiej maści prób nabijania bliźnich w butelkę można nadal przeczytać na stronie MONETY ZYGMUNTA III WAZY.

Dlaczego temat fałszerstw miałby być nam obcy? A to dlatego, że półtoraki jako nominał "mało atrakcyjny" dla potencjalnych zbieraczy nie był brany "na warsztat" u wszelkiej maści krętaczy. Co innego trojaki, szóstaki, orty, talary, dukaty...


No ale skoro na półtorakach też można zarobić to czemu nie? 
Otóż zaczęto naprawdę z grubej rury. Pierwszym znanym mi fałszerstwem na szkodę kolekcjonerów jest fals półtoraka wileńskiego z 1620. Czyli monety, która na aukcjach spokojnie dobija 5000-6000 złotych za ładny stan. Oto to cudo (oczywiście fals):
Fałszywy półtorak Wilno 1620 fals




















Kupiłem ją świadomie za jakieś 50 złotych i nawet miałem okazję osobiście ją odebrać od Pana, który - głowę daje - przywiózł ją ze wschodu razem m.in. z fałszywymi groszami oblężniczymi Gdańska i innym badziewiem. Kupiłem ją natomiast z ciekawości bo wyraźne zdjęcia od razu zdradziły, że to fals. Krążek ma ostre ranty, 20mm średnicy i 1,16 grama. 

Cóż nie jest to może Mona Lisa jeśli chodzi o sztukę fałszerską ale z tego co udało mi się dowiedzieć (na TPZN dzięki użytkownikowi LW) to ten typ "grasuje" już od min. 2012 roku i na allegro zgarnął już żniwo. Ponoć jeden z nich poszedł za (bagatela) 1780 złotych. 7 lat temu! 

Zresztą jego zdjęcia były umieszczone na (niedziałającym aktualnie) serwisie nummus.org, gdzie można było wyszukiwać archiwalne wyniki aukcyjne interesujących nas nominałów. Kojarzę stamtąd właśnie Wilno 1620, które było dwukrotnie sprzedane za kwoty oscylujące w granicach 200-300 złotych.
Do niedawna (wersji 4.25) powyższa moneta znajdowała się w katalogu Adama (niczego mu oczywiście nie wypominając - sam po takich zdjęciach miałbym problemy z określeniem oryginalności) jako zdjęcie do pozycji W.20.1.a. Z uwagi na sztuczne spatynowanie i jeśli sprzedający da słabej jakości zdjęcia jeszcze zza folii folderu sprawia, że jest to dosyć groźne fałszerstwo - zwłaszcza na niedoświadczonych zbieraczy. No ale niedoświadczeni zbieracze (tzn. ci logicznie myślący) zaczynając przygodę z jakimś nominałem raczej celują w tanie i popularne monety. Dopiero z czasem nabywa się te rzadsze. Przynajmniej w teorii... 

Tutaj możemy sobie porównać naszego falsa (oczywiście w środku) do oryginalnych monet:


Niedawno na onebid został sprzedany taki półtorak bez jednej cyfry w dacie: 
Bydgoski Gabinet Numizmatyczny - Monetikon udostępnił jakiś czas później lepszej jakości zdjęcia z komentarzem: ten egzemplarz to dla jednych oryginał, dla drugich zapchany stempel, a dla mnie fałszerstwo na szkodę kolekcjonera - usunięta 3 z półtoraka 1623.
Półtorak bez daty - fals?

Półtorak bez daty - fals?

Półtorak bez daty - fals?

Brak trójki jest tutaj bardzo dyskusyjny - zwłaszcza, że mennicze tło w miejscu drugiej cyfry jest zmienione a sam zarys "brakującej" cyfry jest jakby widoczny. 
Problem z monetami bez cyfr w dacie jest taki, że nie wiadomo czy to niedobicie/zapchanie stempla lub jak powyżej - możliwe mechaniczne usunięcie jej z powierzchni. Najbardziej "znane bezdatowce" pochodzą z jednego stempla - co ciekawe awersu i rewersu. Na awersie cechą charakterystyczną jest "podwójnie" nabite G w SIGIS. Znam przynajmniej 3 egzemplarze z tej pary stempli - wszystkie w b. dobrym stanie. Foto poniżej najładniejszego z aukcji GNDM.
Półtorak bez daty - GNDM


Dodatkowo warto wspomnieć o tzw. "rekinach biznesu" czyli osobnikach próbujących wcisnąć nam coś co tym czymś nie jest. Oczywiście za odpowiednią wyższą stawkę, bo w końcu to taka rzadkość:
Półtorak z "1629" roku :)

Tutaj nawet szkoda słów na tłumaczenie dlaczego ten "ónikat" ze stopniem rzadkości R8 (sprzedający nawet nie ogarnia tak prostej sprawy) jest rocznikiem 1619 z niedobitą 1. Na próby perswazji zazwyczaj reagują agresją i grożą pozwami sądowymi. Swoją drogą chciałbym usłyszeć mowę takiej osoby w sądzie, wyobraźnia podpowiada mi taki scenariusz:

Wysoki sądzie, właśnie znalazłem frajera, który byłby w stanie wydać ciężki szmal za tego unikata R8 a tu przychodzi taki mądrala i mówi, że to zwykły 1619 ino z jedynką niedobitą. To się wziąłem wkurzyłem i złożyłem pozew o zniesławienie i straty materialne!
W najlepszym razie jest to odmiana bez pierwszej cyfry w dacie ale ze zdjęć tego się nie dowiemy. Skoro jesteśmy przy półtorakach wybitych (ponoć) po 1627 roku jest jeszcze takie cudo, które przynajmniej dwukrotnie zawitało na allegro i sprzedało się w okolicach 200-300 złotych:
Półtorak z "1628" roku :)

O ile poprzednia moneta to był oryginał tylko naciągany na "ónikata R8", ta jest ewidentnym fałszerstwem. Na moje oko jest możliwe, że to fals z epoki - stylistycznie pasuje. Jednak sprzedający jak zwykle wciskał go jako rocznik 1628, R8 i tak dalej...

Postanowiłem dodać jeszcze jedne typ "rzadkich czy też ónikalnych" monet. Nie są one częste ale mogą wprowadzić w błąd zwłaszcza początkujących zbieraczy.
Łał! Niezła sztuka nie? POLLO! Ale ale, w następnym wpisie będzie o błędach w półtorakach ale o tym na pewno nie będzie. Dlaczego? Bo to żaden błąd tylko zwykły destrukt. Zwyczajne podwójne uderzenie rewersu z przekręceniem stempla dało efekt podwójnego L. Spójrzcie na "ducha" pierwszej dwójki w dacie, zmasakrowaną dwójkę w jabłku królewskim i fragmenty herbu Sas. No właśnie. Podobne cudaki powstały za sprawą drugiego uderzenia tutaj:

Powyżej ewidentnie widać, że to efekt "skrętu" stempla podczas drugiego uderzenia.

Tutaj zaś mamy kolejny przykład podwójnego bicia z przekręceniem stempla, co dało ciekawy efekt niby-MONE NO {SAS} RE POLO. Odmiany RE POLO występują w 1622 tutaj zaś jak się przyjrzymy - baaardzo słabej jakości zdjęcie dodane przez sprzedającego, żeby nie powiedzieć specjalnie - widzimy charakterystyczne cechy dla takich monet. Litery RG wyglądają jakby wybito je na innych, brak nominału, tylko fragmenty w jabłku, przy E w MONE widzimy "ducha" drugiej gwiazdki, podobnie jak na literce P w POLO. Cóż 270 złotych z unikata. Gwarancja niepowtarzalności bicia (jak to w destruktach).
Albo tu mamy porównanie destrukt niby-MON NO vs "prawdziwe" MON NO:
Półtorak 1622 - MON NO - destrukt (po lewej) wyglądający jak prawdziwa odmiana (po prawej)
No ale ktoś się powie: To jaka jest różnica skoro obie monety powstały w wyniku błędu?
Ano taka, że to pierwsze to dzieło przypadku, po prostu pracownik mennicy może chciał poprawić po pierwszym uderzeniu i taki destrukt mu wyszedł ale stempel miał jak najbardziej prawidłowy. Ja też jakbym wypił 4 piwa i zabrał się za wybijanie monet pewnie co 3 byłaby destruktem ale nie czyni jej to nową odmianą.
Za to druga na powyższym zdjęciu to pełnoprawna odmiana B 1622 MON NO, czyli rzadka moneta podobnie jak np. B 1615 MON NO czy inne, które powstały z tak przygotowanego już stempla.
Oczywiście nie zabraniam zbierać destruktów bo sam kupiłem to POLLO ale nie dajmy sobie wcisnąć, że to nowa odmiana.

W nawiązaniu do mojego najnowszego (na ten moment) wpisu o siewskich czechach należy wspomnieć oczywiście o fałszerstwie w/w, które co prawda było sprzedane na allegro w dziale kopie lecz historia zna przypadki, kiedy takie kopie, postarzane etc. próbowano wcisnąć jako "oryginał".
ORYGINAŁ:

FALS:


Wniosek nasuwa się jeden - zanim kupisz - zastanów się, porównaj z archiwalnymi aukcjami, czasem okazja jest tylko pozorna.

1 komentarz:

Komety...

Idzie luty, podkuj... no nic się nie rymuje z portfelem, kontem, kasą, mamoną, wypłatą...  Może coś takiego: w lutym są często niezłe aukcje...