Przejrzałem moje ostatnie wpisy i oprócz - mam nadzieję - merytorycznej treści wyszło, że marudzę. Nie chcąc zamarudzić kolejnego wpisu prezentuję kolejny "typ" półtoraków, jaki lubię :)
Oczywiście produkt ten jako jeden z nielicznych miodów pitnych - półtoraków - jest dostępny dla przeciętnego Kowalskiego od ręki w supermarketach i w cenie oscylującej w okolicach 50 złotych, czyli tyle ile za ładną monetę np. z rocznika 1619.
Generalnie historia pieniądza - oczywiście długa - w porównaniu do napojów alkoholowych nie może nawet startować. Coraz to nowe doniesienia wskazują, że alkohol towarzyszy nam od wielu tysiącleci a niektóre doniesienia obliczają, że już niemal 10 000 lat temu raczyliśmy się sfermentowanymi płynnymi produktami, które wprawiały nas w dobry nastrój. Dla porównania najstarsze piramidy datuje się na niecałe 5 0000 lat. Najstarsze budowle megalityczne liczą sobie (oczywiście w przybliżeniu) 7 000 lat - mniej więcej tyle samo ile liczy sobie mezopotamskie miasto Ur. Alkohol znano już zanim wyspy Brytyjskie na dobre odłączyły się od kontynentu! Najstarsze miasto - Jerycho - datowane na ok. 11 000 lat czyli teoretycznie jest starsze od naszego płynnego wroga/przyjaciela (?). Znów najstarsza świątynia - Göbekli Tepe - posiadała "wanny" o pojemności 180 litrów maksymalnie. Ponoć na dnie zostały odkryte szczawiany, które powstają po zmieszaniu jęczmienia z wodą... Ale wśród natłoku informacji przebijają się też informacje o jeszcze starszym pochodzeniu napojów wyskokowych...
Pochodząca sprzed ponad 20 000 lat rzeźba Venus z Laussel trzyma.. róg unoszony do ust? ;)
Dobrze nie musimy się tu licytować co było pierwsze ale warto by się zastanowić dlaczego i jak?
Otóż według niektórych hipotez na początku były słowa "taki mamy klimat" i być może z tego powodu nasi futrzaści przodkowie zeszli ok 10 milionów lat temu z drzew na stały grunt. Stały, dopóki nie spróbowali fermentujących owoców. Wówczas do dzieła zabrały się enzymy, które do tej pory nie miały nic do roboty. Dehydrogenaza alkoholowa sprawiła, że po zjedzeniu kilku owoców, w których był nie tylko błonnik potrafili funkcjonować normalnie szybciej niż inne ssaki, które raczyły się tym samym "nektarem". Fakt ten sprawił, że możemy praktycznie bez niebezpiecznych efektów ubocznych "zatruć" się etanolem i po chwili "oszołomienia" iść prosto dalej. W późniejszych tysiącleciach obecność kilku procent alkoholu w piwie sprawiało, że np. unikaliśmy zatrucia zakażoną wodą.
Oczywiście spłycenie historii ludzkości i alkoholu wynika z tego, że nie mam zamiaru tworzyć tu monografii a m.in. zachęcić Was do sięgnięcia po książki*, które tę zależność opisują. W końcu jest okazja nieprawdaż?
Idąc dalej dochodzimy do miodu, który jest praktycznie jak alkohol związany z ludzkością od zarania dziejów. Zanim powstały fabryki czekolady ludzie nie mieli możliwości poznania słodkiego smaku poza miodem produkowanym przez dzikie pszczoły, co z dużą dozą ostrożności można umiejscowić ok. 8 000 lat temu na terenie Hiszpanii. Dziś jako producenta miodu najczęściej chyba kojarzymy Apis mellifica, jednak tych pracowitych stworzeń jest o wiele więcej. Mieszkając w miejscach, gdzie kontakt z przyrodą zazwyczaj ogranicza się do domowych pupili (oby), gołębi srających na zaparkowane samochody i ewentualnie nocnych spotkań z jeżami wędrującymi po osiedlach raczej nie mamy szans spotkać mnogiej ilości przedstawicieli gatunków pszczół:
Powyżej smuklik sześciopasy – Halictus sexcinctus, którego udało mi się "ustrzelić" w Ziołowym Zakątku.
Dobrze nie musimy się tu licytować co było pierwsze ale warto by się zastanowić dlaczego i jak?
Otóż według niektórych hipotez na początku były słowa "taki mamy klimat" i być może z tego powodu nasi futrzaści przodkowie zeszli ok 10 milionów lat temu z drzew na stały grunt. Stały, dopóki nie spróbowali fermentujących owoców. Wówczas do dzieła zabrały się enzymy, które do tej pory nie miały nic do roboty. Dehydrogenaza alkoholowa sprawiła, że po zjedzeniu kilku owoców, w których był nie tylko błonnik potrafili funkcjonować normalnie szybciej niż inne ssaki, które raczyły się tym samym "nektarem". Fakt ten sprawił, że możemy praktycznie bez niebezpiecznych efektów ubocznych "zatruć" się etanolem i po chwili "oszołomienia" iść prosto dalej. W późniejszych tysiącleciach obecność kilku procent alkoholu w piwie sprawiało, że np. unikaliśmy zatrucia zakażoną wodą.
Oczywiście spłycenie historii ludzkości i alkoholu wynika z tego, że nie mam zamiaru tworzyć tu monografii a m.in. zachęcić Was do sięgnięcia po książki*, które tę zależność opisują. W końcu jest okazja nieprawdaż?
Idąc dalej dochodzimy do miodu, który jest praktycznie jak alkohol związany z ludzkością od zarania dziejów. Zanim powstały fabryki czekolady ludzie nie mieli możliwości poznania słodkiego smaku poza miodem produkowanym przez dzikie pszczoły, co z dużą dozą ostrożności można umiejscowić ok. 8 000 lat temu na terenie Hiszpanii. Dziś jako producenta miodu najczęściej chyba kojarzymy Apis mellifica, jednak tych pracowitych stworzeń jest o wiele więcej. Mieszkając w miejscach, gdzie kontakt z przyrodą zazwyczaj ogranicza się do domowych pupili (oby), gołębi srających na zaparkowane samochody i ewentualnie nocnych spotkań z jeżami wędrującymi po osiedlach raczej nie mamy szans spotkać mnogiej ilości przedstawicieli gatunków pszczół:
Powyżej smuklik sześciopasy – Halictus sexcinctus, którego udało mi się "ustrzelić" w Ziołowym Zakątku.
Miód - ciekawostka - został też najprawdopodobniej po raz pierwszy użyty jako bron biologiczna! Z relacji Ksenofonta dowiadujemy się, że na terenie aktualnej Gruzji greccy żołnierze plądrowali wioski w poszukiwaniu pożywienia. Tubylcy znając siłę swojego miodu zostawili go i ukryli się w lasach. Jednak to nie był zwykły miód, lecz specjalny - toksyczny miód produkowany przez pszczoły zbierające pyłek m.ni. z trujących odmian rododendronów. Aktualnie znany jest pod nazwą deli bal, miel fou czy też szalony miód. Po jego spożyciu żołnierze legli pokotem z objawami silnego zatrucia/odurzenia a miejscowym pozostało zdecydować co zrobić z obezwładnionym najeźdźcą.
Poza, oczywiście ekstremalnymi przypadkami miód stał się naszym sprzymierzeńcem a także przyjacielem. Aktualnie zmorą jest fałszowanie miodu. To jakby do piwa dolewać rozcieńczony spirytus z ekstraktem z chmielu. Najprościej chyba po kupnie obserwować miód. Jeśli jest "sztuczny" lub został poddany termicznej obróbce nie powinien zacząć krystalizować. Jeśli krystalizuje - wszystko powinno być w porządku.
Naturalnym etapem było "przekształcenie" go na produkt alkoholowy. Zwłaszcza w naszym klimacie, gdzie wino nie za bardzo miało jak rosnąć, za to nasze lasy były bogate w pszczelarskie "farmy". Ot, kraj mlekiem i miodem płynący.
Produkcja miodu pitnego polega na fermentacji brzeczki miodowej przy pomocy wspaniałych mikroorganizmów jakimi są drożdże. W tym celu przygotowujemy wspomnianą brzeczkę - czyli "ilość słodzika", jaką chcemy przefermentować. Oczywiście najlepsze są półtoraki (ha, w końcu najlepsze!) gdyż tu na jedną część miodu dajemy połowę wody, dalej są dwójniaki (miód : woda - 1:1), trójniaki (miód : woda - 1:2) i czwórniaki (miód : woda - 1:3). O ile w przypadku np. piwa jesteśmy trochę ograniczeni jeśli chodzi o słód pszeniczny, jęczmienny, żytni...typów miodu jest o wiele więcej.
Kolejne znane pewnie z literatury czy folkloru hasło to tzw. sycenie miodu. Co to jest? Otóż jest to gotowanie brzeczki (pi razy drzwi pół godziny) w celu zabicia drobnoustrojów, które mogłyby skierować fermentację w zła stronę. Ktoś powie - moment, ale miód ma właściwości konserwujące więc po co to? Owszem w półtorakach, czy dwójniakach zazwyczaj nic nie powinno się stać ale w takich czwórniakach już może nam wyrosnąć coś niepożądanego więc te miody się "syci".
W historii naszego kraju miód pitny odegrał niebagatelną rolę. Gościł na stołach królewskich, maganckich, szlacheckich... był naszym chlubnym towarem eksportowym.
Dziś stanowi niezwykle ciekawy - być może zbyt skromny - element naszej alkoholowej kultury, który w aktualnych mediach bardziej kojarzy się z wikingami i długimi rogami:
.
.
Zachęcam do sięgnięcia... po czarkę miodu też, ale przede wszystkim po książkę. Myślę, że jesli nie jest Wam obcy ten temat możecie zajrzeć np. do:
* Roślinny browar. Przepisy na fermentowane napoje bezalkoholowe oraz miody pitne, wina, piwa i inne fermentowane trunki z mocą. Pascal Baudar. 2019.
* Krotka historia pijaństwa Na rauszu przez wieki Jak dlaczego gdzie i kiedy człowiek popijał. Mark Forsyth. 2017.
* Grecki ogień, zatrute strzały, bomby skorpionów. Adrienne Mayor. 2006.
Poza, oczywiście ekstremalnymi przypadkami miód stał się naszym sprzymierzeńcem a także przyjacielem. Aktualnie zmorą jest fałszowanie miodu. To jakby do piwa dolewać rozcieńczony spirytus z ekstraktem z chmielu. Najprościej chyba po kupnie obserwować miód. Jeśli jest "sztuczny" lub został poddany termicznej obróbce nie powinien zacząć krystalizować. Jeśli krystalizuje - wszystko powinno być w porządku.
Naturalnym etapem było "przekształcenie" go na produkt alkoholowy. Zwłaszcza w naszym klimacie, gdzie wino nie za bardzo miało jak rosnąć, za to nasze lasy były bogate w pszczelarskie "farmy". Ot, kraj mlekiem i miodem płynący.
Produkcja miodu pitnego polega na fermentacji brzeczki miodowej przy pomocy wspaniałych mikroorganizmów jakimi są drożdże. W tym celu przygotowujemy wspomnianą brzeczkę - czyli "ilość słodzika", jaką chcemy przefermentować. Oczywiście najlepsze są półtoraki (ha, w końcu najlepsze!) gdyż tu na jedną część miodu dajemy połowę wody, dalej są dwójniaki (miód : woda - 1:1), trójniaki (miód : woda - 1:2) i czwórniaki (miód : woda - 1:3). O ile w przypadku np. piwa jesteśmy trochę ograniczeni jeśli chodzi o słód pszeniczny, jęczmienny, żytni...typów miodu jest o wiele więcej.
Kolejne znane pewnie z literatury czy folkloru hasło to tzw. sycenie miodu. Co to jest? Otóż jest to gotowanie brzeczki (pi razy drzwi pół godziny) w celu zabicia drobnoustrojów, które mogłyby skierować fermentację w zła stronę. Ktoś powie - moment, ale miód ma właściwości konserwujące więc po co to? Owszem w półtorakach, czy dwójniakach zazwyczaj nic nie powinno się stać ale w takich czwórniakach już może nam wyrosnąć coś niepożądanego więc te miody się "syci".
W historii naszego kraju miód pitny odegrał niebagatelną rolę. Gościł na stołach królewskich, maganckich, szlacheckich... był naszym chlubnym towarem eksportowym.
Dziś stanowi niezwykle ciekawy - być może zbyt skromny - element naszej alkoholowej kultury, który w aktualnych mediach bardziej kojarzy się z wikingami i długimi rogami:
.
.
Zachęcam do sięgnięcia... po czarkę miodu też, ale przede wszystkim po książkę. Myślę, że jesli nie jest Wam obcy ten temat możecie zajrzeć np. do:
* Roślinny browar. Przepisy na fermentowane napoje bezalkoholowe oraz miody pitne, wina, piwa i inne fermentowane trunki z mocą. Pascal Baudar. 2019.
* Krotka historia pijaństwa Na rauszu przez wieki Jak dlaczego gdzie i kiedy człowiek popijał. Mark Forsyth. 2017.
* Grecki ogień, zatrute strzały, bomby skorpionów. Adrienne Mayor. 2006.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz