Któż nie marzył (bądź nadal marzy, przypuszczam, że niemało osób :) o znalezieniu skarbu? Znalezienie skrzyni bądź garnca z monetami i innymi precjozami sprzed setek lat pobudza wyobraźnię niejednego. Sam nie należę do grona detektorystów, którzy z wykrywaczami metali przeczesują (legalnie lub nie) pola, lasy, tereny, gdzie niegdyś stały np. karczmy etc. ale patrząc na takie zdjęcia przyznam, że ma się gęsią skórkę.
Foto z forum Violity |
Słowem wstępu... Według naszego prawa tzw. poszukiwanie skarbów z wykrywaczem metali bez zgody konserwatora zabytków to przestępstwo. Jakiś czas temu (przed 2018) było to tylko wykroczenie. Różnica może wydawać się znikoma, w końcu i to i to jest zakazane. No ale gdy jedziemy samochodem i przekroczymy prędkość o 20 km/h a za rogiem złapie nas partol z tzw. suszarką to dostaniemy mandat bo popełniliśmy wykroczenie. Gdybyśmy innym razem przekroczyli prędkość o tyle samo ale przy okazji potrącili pieszego na pasach a następnie uciekli z miejsca zdarzenia to już byłoby przestępstwo. No ok, tylko to są dwie różne rzeczy a poszukiwanie skarbów to nadal jedno i to samo. O to aby zaostrzyć prawo postarali się m.in. sami archeologowie, co można wyczytać na stronie Zarządu Głównego Stowarzyszenie Naukowego Archeologów Polskich:
"Niewątpliwie najbardziej zauważalnymi tendencjami jest zanik handlu zabytkami archeologicznymi w Internecie i zanik prezentowania swoich „znalezisk” przez tzw. poszukiwaczy skarbów na stronach internetowych, przede wszystkim na Facebooku."
Dlaczego? Złośliwi (aby na pewno?) twierdzą, że trochę ciężko wytłumaczyć się z braku efektów pracy, gdy państwo łoży niemałe sumy na ich pensje, dotacje, granty etc., podczas gdy banda oszołomów biegająca z wykrywaczami odkryje czołg, partyzancki skarb AK, arabskie dirhemy, niemieckie i angielskie denary czy rzymskie monety ze złotym sygnetem na dokładkę. Ba, nie tylko detektoryści potrafią lepiej sprawić się od archeologów a nawet (nie)zwykły piesek Kajtuś, który odkrył rewelacyjny skarb średniowiecznych monet:
Zdjęcia użyte na zasadzie cytatu ze strony: https://odkrywca.pl/znaleziono-okolo-2800-monet-wartych-wstepnie-okolo-28-mln-takiego-znaleziska-nie-bylo-od-100-lat-zdjecia/#pies-kajtus |
Należy rozumieć, że trochę przerysowałem sytuację, bo wszystkie powyższe odkrycia (może poza tym dokonanym przez Kajtka) odkryły grupy detektorystyczne mające odpowiednie pozwolenia od WUOZ i współpracują one z archeologami (którzy zapewne też niekiedy chodzą i kopią razem z nimi). No ale archeologia to nie jest mission impossible rodem z Indiany Johnsa, gdzie archeolog w kapeluszu wpada do grobowca, wyszarpuje mumii antyczny miecz i koronę, po czym ucieka przed lawiną, która rozwala całe stanowisko archeologiczne (rany, te filmy z punktu widzenia "archeologicznego" są bezdennie głupie). Jakoś wątpię aby archeolog na etacie łaził po lesie i oglądał każdy kamień, czy aby na pewno nie ma pod nim zabytku? A często zdarza się to zupełnym przypadkiem, co opisał w swojej genialnej pracy Profesor Borys Paszkiewicz: Skarb groszy praskich z XIV i XV wieku z Boguszowa (tak zwany skarb wałbrzyski):
Znalazca potknął się w lesie o garnek z groszami praskimi. Nieświadomy, że niszczy kontekst znaleziska zapakował je do siatki i zaniósł do Muzeum Okręgowego w Wałbrzychu. Tam jednak odmówiono mu przyjęcia zabytków i odesłano do domu (sic!). Nazajutrz znalazca poszedł z kilkuset groszami praskimi do ratusza, gdzie w sekretariacie Prezydenta Miasta odesłano go do Biura Rzeczy Znalezionych (sic!!). Dopiero tam zostały podjęte odpowiednie czynności mające na celu powiadomienie Wojewódzkiego Konserwatora Zabytków, etc.Przypomina Wam to coś? Bo mi tak:
"1/ zabytek – nieruchomość lub rzecz ruchoma, ich części lub zespoły, będące dziełem człowieka lub związane z jego działalnością i stanowiące świadectwo minionej epoki bądź zdarzenia, których zachowanie leży w interesie społecznym ze względu na posiadaną wartość historyczną, artystyczną lub naukową.
2/ zabytek archeologiczny – zabytek nieruchomy, będący powierzchniową, podziemną lub podwodną pozostałością egzystencji i działalności człowieka, złożoną z nawarstwień kulturowych i znajdujących się w nich wytworów bądź ich śladów albo zabytek ruchomy, będący tym wytworem. Jest to grupa szczególna, bo do takich zabytków odnosi się wprost Art.35.1. Ustawy: Przedmioty będące zabytkami archeologicznymi odkrytymi, przypadkowo znalezionymi albo pozyskanymi w wyniku badań archeologicznych, stanowią własność Skarbu Państwa. Zgodnie z powyższym logiczne jest, że zabytków archeologicznych wydobytych na terenie Polski nie wolno zatrzymać, sprzedać, kupić. Dlatego tak ważne jest dokładne określenie co jest, a co nie jest zabytkiem archeologicznym."
I dalej:
"Według Narodowego Instytutu Dziedzictwa: „(…) zabytki ruchome to przedmioty związane z działalnością człowieka w przeszłości, wytwory pracy ludzkiej, takie jak naczynia, narzędzia, ozdoby, broń, itp. Znacznie ważniejsze z perspektywy nauki i ochrony dziedzictwa są jednak nieruchome zabytki archeologiczne, nazywane też stanowiskami archeologicznymi. Są to obszary, w obrębie których występują źródła archeologiczne wraz z otaczającym je kontekstem, czyli bezpośrednim otoczeniem, układem warstw glebowych oraz zespołem danych, określających ich położenie. Mogą to być grodziska, cmentarzyska, pozostałości dawnych osad, nawarstwienia miast, nawarstwienia związane z funkcjonowaniem zamków, wsi historycznych, itd.” i dalej: „Nieruchomy zabytek archeologiczny to takie miejsce, w którym wzajemny układ reliktów obecności człowieka niesie więcej informacji o przeszłości, niż sam relikt, bez kontekstu. Ruchome zabytki archeologiczne to przedmioty i ruchome relikty związane działalnością człowieka, które są częścią nieruchomego zabytku archeologicznego obecnie lub były nimi w przeszłości. Ruchomymi zabytkami archeologicznymi pozostają również przedmioty, które zostały usunięte z nawarstwień stanowiska przez rozmaite procesy jak np. erozja, orka bądź wykopaliska archeologiczne. Żeby dany obiekt mógł być uznany za zabytek archeologicznymi, powinien w pierwszej kolejności spełniać ogólną definicję zabytku, czyli musi być wart zachowania dla przyszłych pokoleń ze względu na posiadaną wartość historyczną, artystyczną lub naukową.”
Na podstawie powyższych interpretacji i urzędowych definicji należy uznać, że wszystkie monety będące w przeszłości środkami płatniczymi na ziemiach polskich są monetami zabytkowymi. Aby uznać monetę za ruchomy zabytek archeologiczny powinna posiadać następujące cechy:
• pochodzi z czasów lub miejsc, o których niewiele wiemy i dostarcza nam istotnych informacji na ich temat,
• posiada istotną wartość historyczną, artystyczną lub naukową wartą zachowania w interesie społecznym.
Innymi słowy moneta jako zabytek archeologiczny, źródło archeologiczne musi posiadać kontekst miejsca znalezienia w rozumieniu terytorialnym /gdzie została znaleziona/ i stratygraficznym /w jakiej warstwie ziemi została znaleziona/. Bardzo często jest tak, że informacja o kontekście jest cenniejsza niż moneta. Moneta bez kontekstu jest zabytkiem, który może być warty zachowania dla przyszłych pokoleń ze względu na posiadaną wartość artystyczną lub historyczną, ale nie jest zabytkiem archeologicznym. Monety zabytkowe w świetle obowiązującego w Polsce prawa można posiadać, kolekcjonować, mogą być przedmiotem handlu."
Wspominał też o tym na swoim blogu "Zbierajmy Monety" Jerzy Chałupski. Pan Jerzy napisał też wcześniej, w kontekście posiadanie dokumentów "uwierzytelniających legalność" naszego zbioru. Wynika z tego, że trzeba mieć na wszystko "kwit". Konia z rzędem temu, kto ma na wszystkie swoje monety paragon czy fakturę. Można by podrążyć dalej. Sprzedając monetę przez dom aukcyjny nie musimy udowadniać skąd ją mamy. A może pochodzi ona z nielegalnych wykopalisk? A? Gdyby pan z Boguszowa po zderzeniu się z betonem administracji okręcił się na pięcie i stwierdził, że skoro muzeum nie chce tego skarbu to on sobie go weźmie. I sprzeda. W teorii groziłyby mu zarzuty ale w praktyce kto by się dowiedział, że sprzedaje zabytek? Mógłby pójść do jakiegoś domu akcyjnego, powiedzieć, że zmarł mu wujek i on to zbierał całe życie. Pośrednik by sprzedał, wystawił paragony kupującym, wszyscy byliby "zadowoleni".
Co na to Policja? Jak się dowiadujemy funkcjonariusze dostali nawet "instrukcję" jak postępować z potencjalnym przestępcą z wykrywaczem:
Cały artykuł tutaj: https://www.zwiadowcahistorii.pl/ostre-rozmowy-z-policja-w-sejmie-na-temat-poszukiwaczy/ |
Proszę sobie przeczytać dokładnie fragment na samym dole, pod punktem 9. A teraz proszę sobie porównać z fragmentem artykułu Marcina Michalskiego "Działalność „poszukiwaczy skarbów” jako zagrożenie dla dziedzictwa archeologicznego w Polsce" opublikowanego w publikacji zbiorowej pt. "Meandry ochrony dziedzictwa kultury. Aspekty prawnokarne i kryminalistyczne"
"W Internecie można spotkać się z licznymi przykładami swego rodzaju instrukcji postępowania w przypadku wykrycia omawianego procederu przez organy ścigania. Próby uniknięcia odpowiedzialności przez osoby nielegalnie poszukujące zabytków polegają przeważnie na tłumaczeniu, iż poszukują meteorytów, części maszyn rolniczych lub osobistych kosztowności. W praktyce jednak zdecydowana większość spośród tych osób poszukuje zabytków. Weryfikacja tych zeznań może nastąpić poprzez ujawnienie przedmiotów zabytkowych przy osobie zatrzymanej lub w miejscu jej zamieszkania oraz poprzez sprawdzenie przynależności tej osoby do odpowiednich grup na portalach społecznościowych i forach internetowych."
Z jednej strony w teorii jasne jest, że poszukiwanie bez zezwolenia, rozkopywanie m.in. stanowisk archeologicznych, cmentarzy etc. jest prawnie i moralnie złe. Z tym się chyba zgadzają wszyscy, przynajmniej taką mam nadzieję. Ale złapanie za rękę kogoś z wykrywaczem i kilkoma wytartymi monetami, guzikiem i stwierdzenie, że on jest przestępcą? Zresztą nie trzeba nikogo łapać za rękę w lesie z wykrywaczem. Wystarczy, że prokurator na kolanie dopisze formułkę i można zająć komuś kolekcję życia, o czym boleśnie przekonał się pewien kolekcjoner w Gdyni. Zresztą pan Robert Niedźwiedź z Komendy Wojewódzkiej Policji w Bydgoszczy w swoim artykule "Publikowanie informacji z przeprowadzonych czynności policyjnych w sieci Internet przez osoby podejrzane o przestępstwa przeciwko dziedzictwu kulturowemu jako nowa forma obrony przed odpowiedzialnością karną" (również publikacja "Meandry ochrony...") można powiedzieć "żalił się" na negatywny wydźwięk tej operacji w komentarzach na serwisach Odkrywca, facebook, PoszukiwaczeSkarbów, wykop etc., No, trudno o pozytywną reakcję społeczności, gdy przy próbie sprzedaży staroci, które ktoś kupił np. 20 lat temu na targu od innego handlarza do domu wchodzi policja z nakazem wydania 3 przedmiotów a gdy okazało się, że tychże kolekcjoner nie posiadał, prokurator:
"ręcznie dopisała do postanowienia żądanie 'wydania rzeczy mogących stanowić dowód w sprawie, których posiadanie jest zabronione, mogących posłużyć do popełnienia przestępstwa' "
Czyli całej kolekcji liczącej kilkanaście tysięcy pozycji, zbieranej przez dziesiątki lat. A to ponoć dlatego, że:
"Kobieta miała powiedzieć, że zbiory kolekcjonera nie leżą w sferze zainteresowań urzędu konserwatora. Mężczyzna, że leżą. I że jego kolega pisze pracę magisterską, więc przydadzą się znalezione u kolekcjonera zabytkowe plomby, używane przed wiekami do zabezpieczania towarów i pomieszczeń."
Na usta same cisną się słowa:
Ostatnio przeczytałem na stronie fb Polskiego Związku Eksploratorów, że człowiekowi, który miał zgodę WUOZ na poszukiwania lokalna policja przeszukała dom. Znaleźli tam bodaj 3 zaśniedziałe boratynki i krajcara (legalnie pozyskane). Oczywiście sprawa skończyła się całkowitym oczyszczeniem z zarzutów, ale widać ktoś ma ciśnienie, żeby do takich kuriozalnych sytuacji dochodziło?
Przykłady można mnożyć.... Wychodzi na to, że służby, które w teorii mają służyć i chronić obywateli (chyba nie trzeba wyjaśniać komu służą i kogo chronią) wykazują się niespotykaną gorliwością aby przypomnieć nam "stare, dobre" czasy PRLu. Dlaczego? Bo łatwiej łapie się przestępców, którzy na olx wystawią psi numerek z XIX wieku niż np. morderców. Ładniej efekt wygląda w statystykach, a i człowiek się nie nabiega.
Przypomina się dowcip, że gdy władza twierdzi, że chce jedynie naszego dobra to trzeba czym prędzej te dobra zabezpieczyć przed władzą.
Jak znam życie pewna (zapewne niewielka) część detektorystów zrezygnuje z hobby, inni postarają się o zalegalizowanie swojego hobby (bardzo dobrze, choć jak czytaliśmy nie jest to gwarancją przed poszczuciem człowieka służbami) a inni zejdą do podziemia i tym samym już całkowicie stracimy nawet "wgląd" z zdjęcia co ktoś wykopał. Czyli trochę podobnie jak z zaostrzeniem kar za wypadki z udziałem pieszych na pasach. Cytując daylidriver.pl:
"W 2022 roku zginęło o 33% więcej osób niż w 2021 roku, a o prawie 40% wzrosła liczba rannych oraz wszystkich wypadków mających miejsce na pasach. Skala problemu jest zatem ogromna. Co może być przyczyną problemu?"
Oczywiście sama chęć ochrony zabytków jest godna pochwały i sam bym przyklasnął temu, gdyby jak zwykle nie jego siermiężne, bezmyślne wykonanie i odwrotny nieraz do zakładanego efekt końcowy. Warto też wspomnieć o "grupie specjalnej" w której policjanci z kawą na biurku i pączkiem w jednej ręce inwigilowali na grupach/forach poszukiwaczy. Potem wystarczy wystosować pismo do dostawcy internetu o udostepnienie danych posiadacza takiego-a-takiego IP i jak się doje pączka można pojechać po delikwenta i odtrąbić sukces:
Zdjęcia użyte na zasadzie cytatu ze strony: https://policja.pl/pol/aktualnosci/188926,Archeolog-amator-zatrzymany-Policjanci-odzyskali-zabytkowe-znaleziska.html |
Powyższy przykład świadczy raczej o niskiej inteligencji amatora-archeologa bo jak powszechnie wiadomo w internecie nie jest się anonimowym. Z drugiej strony policjanci również wykorzystują fora jak im pomysłów i zdolności dedukcyjnych nie starczy. Z tym, że czasem demaskuje ich grypsera:
"Było by super gdyby oprócz podstawowych informacji (przybliżony okres, obszar funkcjonowania, emitent etc) udało się ustalić gdzie i w jakich warunkach została pozyskana (oczywiście chodzi mi o prawdopodobienstwo bo nawet sprzedający nie miał za bardzo pojęcia skąd moneta pochodzi) no i wszelkie ciekawostki, które mogą się z monetą wiązać."
Tak, bo dziecko, dla którego ten pan ponoć kupił tę monetę najbardziej interesuje ustalenie gdzie i w jakich warunkach taka moneta została pozyskana. Pewnie, żeby z innymi dziećmi wsiąść do zabawkowego radiowozu i w ramach zabawy aresztować inne dzieci, które bawią się w złodziei.
Zdjęcia użyte na zasadzie cytatu ze strony: https://www.gov.pl/web/kas/carskie-monety-w-portfelu-kierowcy?fbclid=IwAR0ZFcBBYPpgMwYX5rl_sLKhqbugqicYVvL6NAwoIbKF2vttMGFOGnZx1P4 |
Nawet wideo jest, żeby można było podziwiać te skarby, i to wszystko na rządowej stronie:
Cieszmy się, że mamy takich obrońców prawa i porządku. Oczywiście to gorzka ironia bo gdzie był jakikolwiek specjalista, żeby wyjaśnić mundurowym, że robią z siebie pośmiewisko? Choć patrząc na ostatnie afery przejęcie kilkunastu kopii i chwalenie się tym publicznie na stronach rządowych to wręcz oaza normalności.
Oczywiście idealnym rozwiązaniem byłby "model angielski", ale nasze Państwo jednak nie umie naśladować dobrych rozwiązań tylko wymyśla swoje...
Warto by jeszcze wspomnieć o tym jak te wszystkie bezcenne złamane boratynki i stosy zardzewiałych gwoździ, które w świetle prawa są zabytkami archeologicznymi są przechowywane i katalogowane. Wspomniał o tym pan Zdzisław:
"Muzea zasypywane setkami tysięcy archeologicznych śmieci nie mają sił i środków na opracowywanie naukowe posiadanych zbiorów i ich konserwację. Szczególnie w zakresie materiałów masowych. W polskich muzeach znajdują się setki tysięcy monet, które nie mają szans na naukowe opracowanie. Tylko w Muzeum Narodowym w Lublinie znajduje się około 50 tysięcy monet, a w wśród nich przynajmniej dwa skarby boratynek. Jeden z lat 80- tych z Rokitna/ ponad 3 tysiące/ i drugi z tego samego miejsca z 2011 roku /około 11 tysięcy/."
No ale można odtrąbić, że monety te zostały zabezpieczone przed złymi poszukiwaczami zabytków. Czyli zamiast w ziemi leżą teraz w archiwum. Kolejny raz: "pięknie...". A co się dzieje z tymi monetami, które już znajdą się w muzeum? Pewnie są bezpieczne? Też nie bardzo. Raptem pół roku temu gruchnęła wieść o tym, że pracownik muzeum w Toruniu ukradł z niego monety warte 1,46 mln zł. Ciekawe gdyby zrobić kwerendę w muzeach ile by brakowało towaru. Jak myślicie?
Ale dajmy już spokój, zajmijmy się czymś milszym. A mianowicie skarbami, które zostały już przebadane i mamy o nich publikacje. Ostatnio udało mi się kupić kilka starych wydawnictw, gdzie jest sporo materiału do analizy.
Mikołaj Kotlar. Znaleziska monet z XIV-XVII w. na obszarze ukraińskiej SSR. Wrocław 1975. |
Niestety nie każde opracowanie jest tak perfekcyjnie opisane jak Skarb groszy praskich z Boguszowa (tak zwany skarb Wałbrzyski) pod kierownictwem prof. Borysa Paszkiewicza ale trzeba się cieszyć z tego co się ma.
Póki co robię małą analizę, co z tego wyjdzie zobaczymy.
Wniosek jest taki, że archeolodzy we współpracy z poszukiwaczami mogliby zdziałac więcej niż każda grupa z osobna.
OdpowiedzUsuńPytanie - dlaczego takie rozwiązanie nie jest promowane?
W teorii, aczkolwiek nie śledzę na bieżąco forum detektorystów, ma się to raczej dobrze. Prawie wszystkie wymienione we wstępie odkrycia (i wiele innych, o których nie wspomniałem) tyczyły się grup, które miały pozwolenie na poszukiwania i zapewne po dokonaniu odkrycia powiadomiły o tym lokalnego konserwatora zabytków a ten uruchomił "procedury". Nie znam tego z autopsji, gdyż nigdy nawet w ręku wykrywacza nie miałem :)
UsuńPodejrzewam jednak, że może rozbijać się to o "niechęć" środowiska naukowego (czyli archeologów) do amatorów-laików (poszukiwaczy). Zresztą wystarczy przeczytać tekst pana Michalskiego, żeby odczuć bijącą z niego (zawoalowaną, ale wyczuwalną) niechęć do wszelkiej maści poszukiwaczy skarbów, którzy gdzieś chcą kopać. Skarby choćby miały być odkryte i za pięćset lat albo być zniszczone przez kolejne orki/budowy etc. nie mogą dostać się w łapy plugawych profanów... Bo odziera to kontekst z historii.... etc. itepe, itede. Pomijają już, że gros stanowisk archeologicznych zostało rozjechanych ciężkim sprzętem (był taki filmik, bodaj "ciemna storna archeologii" albo jakoś tak, gdzie ktoś chodził po budowie rzekomo oddanej po wizji archeologów i znajdował kawałki ludzkich kości...
Ogólnie temat rzeka, zresztą widać po tym jak się rozpisałem a tylko liznąłem tematu.