Witam w 2022 roku!
Nie, blog nie umarł. Przeszedł tylko w fazę uśpienia spowodowaną różnymi czynnikami.
Pierwszy to (współ)praca nad nową wersją katalogu półtoraków, którego autorem jest, był i będzie Adam Górecki. Ja tylko wspomagałem proces twórczy i wzbogaciłem (mam taką nadzieję) w słowo pisane. Katalog jest ukończony, trwają prace edytorskie, potem składanie etc.
Kolejna sprawa to 'zagwozdka', nad którą siedzę od dłuższego czasu z różnym skutkiem. Oczywiście też półtorakowa :) Póki co powstało ~20 stron tekstu (a końca nie widać) ale nie będzie to część katalogu.
Itd, itp, blog zszedł na kolejny plan. Ale nie nosiłem się z zamiarem "uśmiercenia" go. Tylko nie jestem do końca przekonany do takiej formy (nazwijmy to tak) przekazywania wiedzy. Choć to brzmi wyjątkowo górnolotnie czy wręcz trąci snobizmem bo sugeruje, że ja posiadam wiedzę a Czytlenik nie :) Przyznam, że praca nad katalogiem z Adamem (choć inaczej sobie finalny efekt wyobrażałem) zainspirowała mnie do zastanowienia czy warto wydać coś na kształt "monografii" o tym nominale. Tylko, że narazie to tylko miraż raczej nie do zrealizowania w formie, że się tak wyrażę: książkowej.
Ale dość rozwodzenia się nad nieistotnymi rzeczami :)
Tytuł dzisiejszego wpisu, jak może niektórzy zauważyli, w przewrotny sposób nawiązuje do bloga prowadzonego przez pana Jerzego Chałupskiego.
Zbierajmy monety - tak jest w oryginale. Monety niekoniecznie piękne ale niosące znamię historii. W przypadku półtoraków jest ciekawie, bo tak naprawdę mało co naprawdę o nich wiemy. Nie wiadomo tak naprawdę gdzie bito półtoraki z hakami. Kraków to blaga wymyślona przez profesora Gumowskiego i powtarzana bezmyślnie przez kolejnych autorów aż stała się "prawdą objawioną". Pisałem o tym w biuletynie nr 10 TPZN. Nadal czekam na artykuł Cezarego Chełchowskiego własnie o hakach, który miał się ukazać wraz z najnowszym numerem Biuletynu Numizmatycznego ale czasopismo to ma widać spore kłopoty bo ostatni egzemplarz datuje się na połowę 2020...
Ale "zbieranie" monet nie zawsze się opłaca.
"Jak to?" - mogą zakrzyknąć niektórzy - "Wszak według artykułów z branży finansowej i zapewnień właścicieli dużych domów aukcyjnych inwestycja w monety - a zwłaszcza rzadkie i w świetnym stanie zachowania jest nad wyraz bezpieczna!"
Ok. Właściciel domu aukcyjnego, który przyjmuje w komis Waszą monetę ZAWSZE zarabia. Na prowizji od Was i na prowizji od osoby kupującej monetę. Daje to (razem) różną kwotę ale może to być niemal 1/3 wylicytowanej kwoty. Czyli np. kupiliście póltoraka za 1000 złotych. Dom aukcyjny bierze od osoby wystawiającej (komitenta) prowizję w wysokości 5-10%. Kupujący zaś musi zapłacić 10-18% 'młotkowego'. Przedziały są oczywiście różne w zależnosci od firmy ale widać o co jest gra.
Tak więc kupujemy pięknego półtorakogrosza od jednej z najbardziej znanych firm numizmatycznych na rynku. Jest rok 2013 i za piękną monetę w stanie II płacimy ponad 14 tysięcy złotych. Dla ułatwienia cena jest zaznaczona zieloną strzałka, data aukcji żółtą. Zauważył to kol. pasjonatort.
No ale 5500 za taką monetę to dobra kwota.
Mogę to potwierdzić z własnego doświadczenia. Gdy na aukcji spotka się dwóch lub trzech licytantów z dużą kasą z postanowieniem kupna danej monety to osiąga ona niebotyczną cenę i jako inwestycja często kończy to się finansową stratą. Po zdobyciu doświadczenia można na numizmatyce zarobić i jednocześnie być uczestnikiem wspaniałych doznań znanych numizmatykom .
OdpowiedzUsuń