wtorek, 25 lutego 2020

Lutowy wpis - podróżniczy nieco i zagadkowy

Miesiąc mający 29 dni okazał się być najbardziej ubogim jeśli chodzi o wpisy. I nic z tego, że jest (jeszcze) jeden dodatkowy dzień. No ale czasem trzeba zwolnić, odpocząć, sprawić, że można cieszyć się takimi widokami...
Zarówno na dole:
Jak i na górze:
Magia.

Powrót do szarej codzienności złagodziła lekko wizyta na poczcie z awizem w ręku. No ale nie ma się czym chwalić. Za to skoro zacząłem podróżniczą nutką to dotarcie do tego wspaniałego miejsca zajęło mi (według google maps) ok 2 godziny. 150 kilometrów. Trzy razy mniej niż przebyli pracownicy mennicy z Krakowa do Bydgoszczy. A dlaczego mieliby przebyć ponad 450 kilometrów? Spory kawał drogi jak na czasy bez asfaltu, gumowych opon, macdrajwów, klimatyzacji, mcphersonów czy turbodoładowania. Dlaczego przypuszczenie, że musieli podróżować? Choćby dlatego:

1615 typowy Kraków można rzec... ale nie ma haków! Dla porównania moneta z hakami poniżej:

Wszystkie elementy składowe - oprócz innej daty i haków - są. To dlaczego wniosek, że pierwsza moneta została wybita w Bydgoszczy a nie w Krakowie?
Ponieważ NOV (legenda charakterystyczna dla rocznika 1614 bitego w Krakowie) bez haków  występuje również w połączeniu z awersem typowo bydgoskim:

Generalnie te monety należą do tzw. grupy półtoraków "pseudokrakowskich". Oprócz powyższego jabłka z krzyżem znane są jeszcze dwa, niewystępujące nigdzie indziej jabłka typowe tylko dla tych monet:

Ogólnie cechą charakterystyczną jest również nieforemna piątka w dacie, przypominająca bardziej pochylone M oraz (wyłączywszy powyższe 'NOV-y', gdzie jedynka może pochodzić jeszcze z 1614) jedynka w postaci Y lub "spłaszczonego" X. Widać to poniżej:

Awers może być krakowski (z 1614 - stąd SIGIS) ale może też być bydgoski:


Własnie powyższa moneta, pomimo nieciekawej prezencji jest bardzo ciekawa. Otóż jest to mix krakowski (rewers) z awersem bydgoskim i w tym przypadku mamy ową ciekawostkę - odwróconą literkę D w PMDL. Rzecz spotykana tylko w mennicy bydgoskiej w połączeniu z - oczywiście - rewersem już stricte bydgoskim.

Kolejna ciekawostka to m.in. literka P, której uszkodzenia możemy śledzić na stemplach:

Pracownicy, którzy przybyli do Bydgoszczy najprawdopodobniej pracowali na swoich starych stemplach aż te uległy zniszczeniu.
Opierając się na katalogu półtoraków bydgoskich Cezarego Chełchowskiego dowiadujemy się, że w 1615 roku w Bydgoszczy kierownictwo obejmuje Konrad Bremer. Po roku zaś zastępuje go Jacobson van Emden. Gumowski wspomina o pewnych niepokojach w mennicy w latach 1615-1616. Możliwe, że Bremer zabrał ze sobą gotowe stemple i punce (i/lub pracownika/rytownika?) do Bydgoszczy. Kwestia jeszcze skąd je zabrał. Bo czy na pewno z Krakowa? O tym za chwilę.

Kolejny "dowód" bydgoskiej proweniencji powyższych monet to ich rant. Żeby nie być gołosłownym proszę wziąć do ręki półtoraka z hakami, a najlepiej kilka i przejechać palcami po jego rancie. Nierównomierny, jakby wycinany ręcznie plus blacha często jest nierówno rozklepana co powoduje, ze czasem rant ma 1 mm grubości, żeby za chwilkę być cienki jak zużyta żyletka. Kilka moich monet z hakami ma eliptyczny kształt rzędu nawet 19,0/20,5 mm.
Natomiast monety bydgoskie (w tym omawiane hybrydy) mają rant generalnie okrągły i równomierny.

Jaki z tego wniosek? Otóż najprawdopodobniej bydgoskie monety były najpierw wycinane jakimś profesjonalnym urządzeniem typu np. dursznit (albo przetnik) zaś monety z hakami - wycinane ręcznie. Świadczy to raczej o małym zakładzie menniczym. I tu jest kolejna zagadka. Krakowa jako mały zakład raczej opisać nie można. Grosze, czyli nominał ciut niżej od półtoraków z lat 161X charakteryzują się rantem prostym i ładnie wyciętym czy też tak samo w przypadku 3-krajcarówek bitych tam w latach 1615-1618. Te ostatnie zresztą były 'odpowiednikiem' półtoraków na terenie Śląska. Półtoraki (bydgoskie) zaś były docelowo przeznaczone do handlu z Brandenburgią. Dlaczego półtoraki określane jako krakowskie nie mają takiego rantu?
Otóż istnieje prawdopodobieństwo, że półtoraki z hakami nie były bite w Krakowie.
Skąd wogóle wziął się Kraków skoro nie ma śladu informacji o takim procederze? Ano profesor Gumowski w 'Mennicy Bydgoskiej' podaje nagle, że:

Jednak Altenberg jak się wydaje znaczył swoje monety inicjałami a nie znakiem... Ponadto we wcześniej wydanej 'Mennicy Krakowskiej' Gumowski milczy o półtorakach podając jedynie informację, że były tam bite 3-krucierzówki do handlu ze Śląskiem. Kopicki i Kamiński nie byli widocznie przekonani do tej hipotezy, bo np. w Monetach Zygmunta III Wazy mamy tylko informację o znaku nieznanego mincerza.
Spójrzmy teraz na mapę:
Na zielono zaznaczony Bydgoszcz, na Niebiesko Kraków (trochę daleko do Brandenburgii), na żółto zaś... Wschowa. Dlaczego Wschowa? Bo jest bliżej Brandenburgii to raz. Dwa, był to generalnie niewielki zakład a produkowane tam trojaki również mają znajomo wyglądający nieregularny rant. Dalej posiłkując się 'Mennicą wschowską' Ryszarda Kozłowskiego mamy informację, że ta działała do roku 1619 a jej kierownik też posługiwał się hakami.
Oczywiście nie jest to żaden dowód, wśród potencjalnych mennic, gdzie mogły być bite półtoraki z hakami jest wspomniany też np... Malbork, Poznań.

Oto zaś przykład, że nie tylko z Krakowa (lub skądś indziej) punce i stemple wędrowały do Bydgoszczy, lecz również w przeciwnym kierunku:

Są haki ale proszę zwrócić uwagę na koronę. Wszystkie inne półtoraki z hakami z 1615 mają taką koronę:

Tutaj zaś mamy produkt typowo bydgoski :

Po lewej przedstawiona wyżej moneta (jej korona), po prawej korony z bydgoskich półtoraków z lat 1614-1615.
Czyli znów "wędrówki ludów". Co ciekawe znane są dwa stemple awersu z tą koroną, więc nie był to odosobniony, pojedynczy przypadek.

Nie kończę tematu bo postaram się w przyszłości temat migracji punc trochę jeszcze rozwinąć.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Komety...

Idzie luty, podkuj... no nic się nie rymuje z portfelem, kontem, kasą, mamoną, wypłatą...  Może coś takiego: w lutym są często niezłe aukcje...