Toczyła się kiedyś dyskusja nad tzw. "okazjami". Chodziło o sytuację, gdy sprzedający nie wie dokładnie co sprzedaje a kupujący tak i przykładowo sprzedaje się bardzo rzadka moneta, która gdyby była poprawnie opisana, uzyskałaby o wiele wyższą cenę końcową. Oczywiście padały głosy, że to nieuczciwe (zapewne od sprzedających), kupujący zaś bronili się, że nie leży w ich interesie powiadamiania sprzedającego o wszystkim. Wszak wiedza i doświadczenie kosztuje. To tak jakbyście oglądając samochód na parkingu u handlarza wezwali go i powiedzieli, że ten model to jeden z 500 limitowanych egzemplarzy a tym konkretnym jeździł sam Frank Sinatra. I potem spytali o cenę, wiedząc za ile był oferowany.
Ostatecznie każdy obstaje przy swoim. I tak niedawno podglądałem pewną aukcję. Ktoś wystawił jako zwykłego szaraczka dosyć rzadkie i (co nie mniej ważne) pięknie zachowane tzw. naśladownictwo. A schowało się ono wśród szeregu innych monet.
